Taterniczek 23
Drogi Wspinaczu!

Drogi Wspinaczu!
Przeczytaj z uwagą zamieszczony w „Taterniku” 1/80 artykuł doktora medycyny Mirosława Janiszewskiego pt. „Ocena sportowo-lekarska alpinisty”, a z pewnością dojdziesz do wniosku, że zupełnie nie nadajesz się do uprawiania tego pięknego sportu. Dr Janiszewski wymienia w swym artykule tak długą listę schorzeń dyskwalifikujących kandydata do uprawiania alpinizmu, że z pewnością znajdziesz w niej coś dla siebie.
Jeśli bowiem nie posiadasz „wrodzonej lub nabytej wady serca”, to czyż nie dręczą Cię „procesy zapalne nosogardzieli i krtani z nawrotami”, spowodowane błogosławionym wpływem krakowskiego powietrza ? Jeśli nawet nie masz oczopląsu, czy też nie odczuwasz przykrych dolegliwości związanych z „wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego”, to czyż jesteś wolny od „nerwicy lękowej”, której każdy z nas musi się nabawić żyjąc na tym dzisiejszym zwariowanym świecie ? A „ciała obce w sercu” / np. nóż /, a „zwężenie ka¬nałów łzowych, upośledzające wydzielanie i odpływ łez”, a „zaburzenia charakterologiczne upośledzające zdolności adaptacyjne i kompensacyjne”?
Twierdzisz, że jesteś zupełnie zdrowy ? Nie łudź się. Wnikliwe, specjalistyczne badania przeprowadzone w Przychodni Sportowej w Łodzi pod bacznym okiem doktora Janiszewskiego nie pozostawią Ci cienia nadziei. Jeżeli bowiem nie znajdą u Ciebie żadnego choróbska, które zdyskwalifikowałoby by Cię całkowicie, to zawsze pozostaną „wszelkiego rodzaju niewielkie schorzenia, które nie upośledzają wydolności fizycznej oraz sprawności psychomotorycznej organizmu, aczkolwiek dopuszczenie w tych wypadkach do wspinaczki powinno ograniczać się do zakresu tych uprawnień, jakie posiadają taternicy ze stopniem sympatyka i kandydata według podziału przyjętego przez PZA. Ponieważ owe „niewielkie schorzenia” nie są sprecyzowane, może to być wszystko – od strzykania w palcu u nogi począwszy, na skrzywieniu przegrody nosowej skończywszy. Tak więc jeżeli jesteś członkiem zwyczajnym zostaniesz zdegradowany w najlepszym przypadku do rangi kandydata.
Chcesz zapewne w tym miejscu zaznaczyć, że uprawianie alpinizmu jest wyłącznie twoją prywatną sprawą. Przypominają Ci się także Orłowski i Wrześniak, którzy ze sztywną nogą łoili takie drogi, że jeszcze dzisiaj chylimy przed nimi czoła. Powiadasz, że w okresie międzywojennym działał w Alpach zespół trzech Niemców, z których każdy nie miał jednej nogi, a mimo to potrafili robić całkiem ostre jak na tamte czasy drogi. Podajesz przykład niewidomej Colette Richard, która wspinała się w Alpach, czasami nawet jako pierwsza na linie, a również chodziła po jaskiniach.
Nic z tych rzeczy Drogi Przyjacielu! To wszystko co mówisz, to albo relikty dawno minionej epoki, albo przejawy nihilizmu i dekadencji pewnej gnijącej formacji społecznej. Dla doktora Janiszewskiego takie przykłady są szkodliwe i gorszące. Że ci ludzie poprzez swoje działania mogli uwierzyć we własne siły i własną wartość, że to pomagało im żyć ? Cóż z tego. Teraz jest nowa era i nie Ty wybierasz co masz robić – Przychodnia Sportowa zbada Cię, sklasyfikuje, wyselekcjonuje i w końcu zdyskwalifikuje. A kaleki niech się sprawdzają gdzie indziej! Wara im od sportu, a od taternictwa w szczególności!
W tej sytuacji, patrząc na naszych degeneratów klubowych, widzę tylko jednego Andrzeja Heinricha, zdolnego uprawiać alpinizm; zrównoważony, nie imają się go od wielu lat żadne choróbska. Ale już Wojtek Kurtyka ? Zdegradować, bezwzględnie zdegradować ! To go noga boli, to w palcu mu strzela, a poza tym zupełnie niezrównoważony psychicznie – taki nieposkromiony pęd do wspinania ! Dr Janiszewski miał by już na to swoją diagnozę.
Tak więc w klubie pozostałyby tylko dwie osoby : A. Heinrich ja¬ko prezes i W. Kurtyka jako jego zastępca, skarbnik i członek w jednej osobie. Obydwaj doskonale bawiliby się w swoim towarzystwie; od czasu do czasu wyruszą na jakieś Żebro Pietscha albo Grań Kościelców, a gdy pod koniec sezonu będą już w gazie, to zasiekają Grań Apostołów, a może nawet Zamarłą. Oczywiście w najlepszym razie, bowiem Wojtek jako kandydat nie będzie się mógł porywać na drogi trudniejsze. Ale już o górach wysokich nie ma co marzyć. A więc Andrzej Heinrich, jako polski Messner będzie samotnie pokonywał zerwy himalajskie – z konieczności, nie z wyboru. A my, jako „taternicki salon odrzuconych”, z wypiekami na twarzy śledzić będziemy jego poczynania ze skąpych wzmianek w prasie.
Be-Be