Taterniczek 30
Himalaje – początek rewolucji?

Wszystko wskazuje na to. że jesteśmy u progu rewolucji (wspinaczkowej, nie społe­cznej) w Himalajach. Niektórzy twierdzą nawet, ze rewolucja ta juz się zaczęła, a na poparcie swojej tezy przytaczają wyniki sportowej działalności w górach najwyższych w roku ubiegłym. I rzeczywiście są one impo­nujące Zaledwie kilka lat temu uznawano by je wręcz za niewiarygodne.

Postęp w sportowym himalaizmie odbywa się niezwykle szybko, a motorem jego jest głównie profesjonalizacja tej gałęzi alpini­zmu Czas realizacji celów, do których da­wniej dążyło się latami, dzisiejsze gwiazdy przeliczają na dni. a nawet i godziny (np. Broad Peak Wielickiego, baza – szczyt – baza w 22 godziny). Coraz mniej zaczyna się liczyć sam fakt poprowadzenia jakiejś nowej drogi, a znaczenia nabiera styl w jakim się ono odbyło. Coraz częściej pojawia się określenie „stylu alpejskiego”, jako miary wyczynu i po­stępu, w opozycji do „stylu wyprawowego” czy „oblężniczego”, będącego wyrazem sta­gnacji i tradycjonalizmu.

Do tej pory, aby zostać czołowym hima­laistą należało być przede wszystkim „twa­rdzielem”. Dzisiaj, to już przestaje wystarczać – trzeba się jeszcze dobrze wspinać! Cho­dzenie polami śnieżnymi nie gwarantuje już sławy. To, co się dzieje obecnie w Himalajach bardzo przypomina sytuację w Alpach z lat 20-tych i 30-tych, kiedy to nieliczna czo­łówka dokonywała przejść wielkich ścian, budząc zgrozę wśród wspinaczy i opinii pu­blicznej.

Jaki był rok 1985 w Himalajach?

Śmiało można rzec, że byt to rok polski. Zacznijmy od zimy. W styczniu wejście na Dhaulagiri (Czok. Kukuczka), w lutym zaś pada jedna z najtrudniejszych ścian himala­jskich – płn-wsch. urwisko Cho Oyu (Berbeka, Pawlikowski oraz Heinrich, Kukuczka). W Nepalu działa jeszcze 17 innych wypraw, z czego tylko dwie kończą się sukcesem – Jannu i Pumori, 14 i 13 XII. Jeśli wybiegnąć trochę naprzód i wspomnieć o wejściu na Kangchendzongę (Wielicki. Kukuczka! 11 I 1986) to możemy śmiało powiedzieć, że we wspinaniu zimowym w Himalajach jesteśmy supermoca­rstwem. Zwłaszcza, że tylko nasze wejścia odbywały się w zimie kalendarzowej (jedynie w 1982 r. Japończyk Kato osiągnął Everest 27 grudnia, zginął z towarzyszem w zejściu). In­ne miały miejsce w pierwszej połowie grudnia (sezon zimowy w Nepalu trwa od 1 XII do 15 II (ale według UIAA liczyć się winny przejścia w okresie zimy kalendarzowej), kiedy warunki z reguły są o wiele lepsze niż w styczniu czy lutym. Nie mówiąc już o tym, że najczęściej atak przygotowuje się we wcześ­niejszych miesiącach.

Płd-wsch. ściana Cho Oyu i niesamowity wręcz wyczyn Kukuczki (połączony z 4 bi­wakami pod gołym niebem!) można śmiało uznać za epokowe wydarzenie w himalaizmie zimowym, bezwzględnie największe po pier­wszym zimowym wejściu na Everest.

Sezon letni też należał do Polaków. Naj­pierw wejście płd.-zach. filarem na Nanga Parbat (znowu Kukuczka!). Styl tradycyjny, ale rozmiary drogi (4300m różnicy pozio­mów ), długie odcinki trudnego terenu i bardzo duże zagrożenie, wystawiają, temu osiągnięciu wysoką ocenę.

Także w lipcu kolejne wielkie wydarzenie – zachodnia ściana Gasherbruma IV. Inicja­torem i motorem tego przedsięwzięcia był Wojtek Kurtyka, jeden z największych orędowników i przedstawicieli stylu alpejskie­go. Droga Kurtyki i Schauera jest przykładem nowatorskich tendencji w himalaizmie – nie­wielki zespól wspinaczy, duże trudności te­chniczne, nienaganny sportowy styl. Wielu obserwatorów twierdzi, że jest to najtrudniej­sza i najśmielsza droga w Wysokich Himala­jach. otwierająca nowy rozdział zdobywania tych dróg.

Obok naszych osiągnięć na czoło wybijają się wyczyny francuskich ekstremalistów z Alp – Escoffiera, Boivoina i   Gevaux. Pierwszy wszedł w okresie 35 dni na K 2 (3dni), Gasherbrum I (1 dzień) i Gasherbrum II (1 ½ dnia), drugi sfrunął na lotni z Gasherbrum II, a trzeci na spadochronie. Zasygnalizowali tym samym wielkie możliwości wysokościowe, co w połączeniu z ich mistrzowską techniką wspinaczkową (np. Escoffier przechodzi drogi o trudnościach odpowiadających naszemu VI.5!) zapowiada w najbliższych latach prawdzi­wą rewolucję w sportowym himalaizmie.

Obok francuskich wyczynów należy wspo­mnieć o 3 wejściach w stylu alpejskim z początków grudnia 1985 r., potwierdzających wspominane wcześniej tendencje – Dhaulagiri (Szwajcarzy), Cho Oyu (Czechosłowacy) i Manaslu (Japończycy).

Na koniec jedna uwaga. Styl alpejski w i Himalajach staje się faktem i do niego należy przyszłość. Tymczasem, oprócz Wojtka Kurtyki właściwie nikt z Polaków z pełną świadomością nie podejmuje się rozwiązywania wielkich problemów himalajskich w tymże stylu. Oby nie okazało się za klika laty, że jesteśmy kolosem, ale na glinianych nogach.

Krzysztof Baran