Taterniczek 32
Sylwetki – Piotr Korczak

– Stój! Proszę o jedno. Nie będziemy dziś rozmawiać o stylach, nitach, ringach. blaszkach, wędkach, majzlach, „stangretach’ i kapłon(ach)

– Kapłonach?!!

Kapłon- (wg słownika M. Arcta) wykastrowany kogut.

Dobrze. Jaki jest dystans miedzy Tobą a pozostałymi?

– Dystans metafizyczny oczywiście. gdyż o inny nie dbam. Sprawa nie jest błaha. Zawsze byłem „tym innym”. Stąd SZALEŃSTWO, które się stało moim alter ego a nawet drugim imieniem własnym. Niektórzy mówią, że w moich oczach jest coś dziwnego…

– Wróćmy do dystansu.

Przede wszystkim nie wiąże się z żadnym konkretnym aparatem myślowym,systemem etycznym, bądź ontologicznym.Co najwyżej uznaję stałe estetyczne. Kiedy pojawia się nowy problemat, także skalny (relacje między tzw. konkretami a podmiotami logicznymi kreśli w serii akademickich wykładów P.F. Strawson. Zobacz jegoż „Indywidua”) zdarza się, że odstawiam dany aparat (lub maskę) i sięgam po bardziej adekwatny (adekwatną). Mógłbym więc zostać zakwalifikowany jako hiper-instrumentalista gdyby nie wynaleziona przeze mnie trzy lata temu „metoda marmolady”(marmelady). Zaletą jej jest także to, że stawia mnie ona poza kryterium sensowności, niesprzeczności etc. Poza mną. zupełnie niezależnie i chyba wcześniej „metodę marmolady” wydoskonalił G.K. obiecujący wspinacz trzeciego wieku. Stad tylko krok do uniwersalnego podziału na „panów” i „stangretów”. Kryterium nie stanowi oczywiście znajomość wspomnianej metody dialektycznej, ale odpowiedni poziom autorefleksji.

Sport wspinaczkowy na świecie przeżywa obecnie okres gwałtownych przemian. Czy możesz się do nich ustosunkować? A może nakreślisz jakiś kontekst historyczny?

– Jedynie istotną transformacją w całym historycznie uchwytnym rozwoju alpinizmu jest rozpad elitaryzmu na rzecz egalitaryzmu. Przyczyny leżą raczej w sprzęcie niż w człowieku. Dülfer czy Stanisławski atakując skalne zerwy mieli do dyspozycji po kilka haków i linę. która rwała się przy 300 kG (kilogramów-siła). To był mechanizm selekcji, który dopuszczał do sportu jednostki metafizycznie dojrzałe. Zresztą wtedy alpinizm nie tyle był sportem, ile egzystencjalną refleksją. Wystarczy spojrzeć na twarze tych tytanów ducha na miarę Neczajewa czy Nietschego. Rzecz jasna oni byli nieliczni i wszyscy stanowili elitę.

– Robiłem drogę Dülfera na Cime Grande, Rok 1909 czy któryś tam, modernistyczna V+. Z pewnością Dülfer prowadził od stanowiska do stanowiska, bez przelotów… Pierwszy krok w kierunku egalitaryzmu został zrobiony w momencie akceptacji techniki hakowej. Była to etyczna katastrofa ale ludzie przestali spektakularnie umierać. Kiedy trzeba było podjąć decyzję ostateczną, zamiast niej sięgali po ławeczki.

Wreszcie. I to był „przewrót kopernikański”. wynaleziono linę z tworzyw sztucznych, dziesięciokroć wytrzymalszą i poziom autorefleksji mógł się proporcjonalnie obniżyć. Już tylko styl a nie trudności pokonywanych dróg formowały elitę. Wreszcie przyszła wędka, nity itp. rzeczy, o których nie warto już mówić. Skutkiem jest obecny egalitaryzm, w Polsce przybierający nawet postać „stangretyzmu”. Oczywiście sport „jako taki” na egalitaryzmie zyskuje, wyniki można porównywać i mierzyć, trudności techniczne problemów rosną.

Taki model historyczny jest wprawdzie adekwatny w stu procentach tylko w obszarze wspinaczki skalnej, jednej z dyscyplin alpinizmu, ale jest znamienny. Obrazuje on bowiem ewolucję naszego sportu i prawa nią rządzące. Nic tutaj nie pomoże nostalgia za „dawnymi dobrymi czasy”. Kto się nie podporządkuje zostanie zepchnięty na „śmietnik historii” wspinania. Oczywiście model egalitarny nie będzie wieczny, być może za lat 20 „Biały Terror” zlikwiduje wszystkie srebrne blaszki na kontynencie. Takie zabijanie piękna to w historii nihil novi, W cza­sach Cromwella piękna i wspaniała kawaleria Ruperta ks. Palatyńskiego musiała ulec pospólstwu uzbrojonemu w drągi i „żelaznobokim”.

Jakie wobec tego widzisz niebezpieczeństwa czyhające na nasze polskie wspinanie”

– Tragedią polskiego alpinizmu jest fakt, iż pod jego przykrywka funkcjonują ludzie, którzy znacznie lepiej sprawdziliby się jako kontrolerzy biletów MPK. brakarze,strażnicy przemysłowi czy wywiadowcy.Fakt ten dotyczy także częściowo Komisji Skałkowej.

Drugą przerażającą cechę stanowi konformizm wyrażający się w szerokim wachlarzu pejoratywnych postaw, od bezkrytycznego kopiowania obcych wzorów po utożsamienie się z „rolą społeczną” biurokraty czy arbitra. Mnie osobiście znudziły się już starania o poprawę. Tutaj już nic nie da się naprawić i dlatego nie pojechałem na zjazd PZA. Czarno też widzę przyszłość Komisji Skałkowej. O ile Krzysiek Baran za pomocą sensownej dyktatury nie zapobiegnie przekształceniu jej w „Fachkomission” to zlekceważę to ciało podobnie jak Rysiek Malczyk.

– Nie pytam dlaczego się wspinasz, ale jak wspinanie odbierasz. Czym jest ono dla Religią, filozofią, czy…?

– Żadną z tych rzeczy. To po prostu NIENASYCENIE. Po każdej drodze brakowało mi czegoś, co by dopełniało doświadczenie. Być może droga była zbyt łatwa, zbyt krótka. Ta dziurka na Nienasyceniu (no teraz to już chyba Vl.4+) istniała za czasów Mieszka I. Ja chwyciłem się jej w. 1982 roku i będzie ona istnieć do końca historii form geologicznych. Toż to wieczność godna piramid! Cokolwiek raz zostało przebyte klasycznie, będzie zawsze. Nienawidzę jednak, gdy ktoś ze wspinania usiłuje robić filozofię a co gorsza, naukę. Pierwiastków ontologicznych tu nie ma, etyczne występują w postaci śladowej (wbrew opiniom płaskich umysłów, które nawet oddawanie kału chciałyby poddać kategoriom stylu). Niewątpliwie wspinanie tworzy jakości estetyczne (vide „literatura górska”).

Zracjonalizować wspinania się nie da…

– „Flaczkami diament szlifować, próżne to zadanie”, jak mawiał Witkacy. Próba naukowego podejścia do alpinizmu przypomina mi nieudane zamiary stworzenia przez Flewa kryteriów do falsyfikacji religii. Po prostu szaleństwo (to zwykłe) w metodzie.

–  Jakie są wobec tego twoje motywacje. Co Domaga Ci sięgać po coraz wyższe trudności?

–  Dobrze, zdradzę, ale w tym celu musimy sięgnąć po maskę mistyczną. Klasyczny mistyk w swoim doświadczeniu łączy się z kosmiczną miłością, bezosobowym oceanem etc. Ja w swoich objawieniach zespalam się z Nienawiścią. Nienawiść jest właściwie miłością ale o przeciwnym wektorze, tym szlachetniejsza od tej ostatniej,że nie oczekuje niczego w zamian. Mnie interesuje skutek praktyczny. Nienawiść, kosmiczna pasja i wściekłość jest doskonałym stymulatorem. Gruczoły nadnerczy produkują więcej zbawczego enzymu i robisz przechwyt… ten niemożliwy. Zoologia!

Nie czuj się urażony, ale czy możesz wytłumaczyć znaczenie Twoich obrzędów jakie odprawiasz przed każdą wspinaczką?

–  Trudno, kolejna demaskacja. Animizm oto iluzja, która jest za to odpowiedzialna. Dlatego: „Zasypiałem z Cimami /one jak wiśnie/ dojrzewały w słońcu”. Mnich też nigdy nie był dla mnie martwą naturą, nad Morskim Okiem, potrafię wieść z nim długie dysputy. Sytuacja ma stronę dodatnią i ujemną. Czasem skały ofiarowującymi chwilę nieśmiertelności i wtedy kamień lecący MUSI rozpaść się na nieszkodliwe płatki metr od mojej głowy. Czasem grożą i wtedy mógłbym równie dobrze ostrzyć żyletkę, o przegub zamiast iść na wspinaczkę. Niektórzy twierdzą że „w górach nie mam psyche”. To nie jest tak. To właśnie w górach więcej skał ma duszę, tą życzliwą i tą groźną. To góry, a nie skałki są dla mnie sceną, na której dopuszczam możliwość rozstrzygnięć ostatecznych.

Moje obrzędy? Nie widzę w nich nic rażącego. Niektórzy kradną w sklepach, bo to im pomaga we wspinaniu. Ja całuję skały. A propos. Muszę powiedzieć, że chodzi o pocałunek „synowski”. Raz pocałowałem skałę „z języczkiem” i ledwie uszedłem z życiem od kamieni. Człowiek się uczy na własnych błędach…

– Montokwas 212, Chiński Maharadża, Obywatel Scurvy, ale także Rydwany Ognia, Nienasycenie, Wino i Śpiew. Gdzie tutaj reguła? A może Czysta Forma?

– Wypaliłeś z ciężkiego kalibru w sedno zagadnienia. Wiele osób zarzuca mi, że gram w ciula hjpostazując i sprowadzając werbalną ekspresję do absurdu. Czysta Forma? „Nic bardziej fałszywego” (Witos 1926). Moje nazwy oddają rzeczywistość ale magiczną (ide maska mistyczna). Kto nie widział Chińskiego Maharadży niech spojrzy Rikowi w twarz (R. Malczyk). Montokwas to nie blaga, spójrzcie na lewo z pociągu tuż przed Bogucicami jadąc z Krakowa do Katowic. Obywatel Scurvy? Tutaj nie trzeba „Szewców” Witkacego, wystarczy rozejrzeć się wokoło… Prądnik, wsie ubogie. ale siano dobre. Załadować na wóz drabiniasty, butelka nafty, zapałki, hola z górki i są Rydwany Ognia. Żadna rzeczywistość nie jest do końca realna, każda o pewnym wycinku czasu i przestrzeni kondensuje się w MAGIĘ. Jądrem krystalizacji może być szalet i Everest. Trzeba obserwować!

Jak widzę zakładasz wiele masek. Jakiej jeszcze nie próbowałeś?

Przyznam się. że nie nałożyłem jeszcze nigdy maski skurwysyna, pomimo, żeatakują mnie bynajmniej nie maskowi wrogowie. Wierzę, że bez tej maski można się wspinać dobrze.

Trenujesz?

–  Odpowiem szczerze. Tak. Brzydzę się zresztą tym. gdy ktoś zataja swoją pracę i usiłuje zrobić z siebie człowieka, któremu wszystko przychodzi łatwo. Mój trening jest oparty na indywidualnych danych psychofizycznych i jest procesem ujętym w cykl roczny i tygodniowy. Wydaje się. że w ciągu 5-ciu lat wypracowałem optymalny dla siebie schemat. Trening obok dawki rutynowego masochizmu powinien dostarczać minimum przyjemności. Ja miałem zawsze zacięcie do ćwiczeń wytrzymałościowych i one to w 75% formują cykl tygodniowy. Wytrzymałość jest przydatna szczególnie przy przejściach OS, chociaż do „sytych miejsc” konieczna jest siła. Wszystko to powinno być oczywiście funkcją techniki wspinania i to, co mnie cieszy najbardziej, to mój permanentny postęp na tym polu. Z roku na rok problemy rozwiązuję szybciej i z mniejszym nakładem sił. Trening jest w Polsce zmitologizowany jako środek prowadzący do celu. Przerażenie ogarnia na widok młodych adeptów katujących się ciężko-atletyczną metodą warszawską w celu pod­niesienia swych możliwości. Z V+ do Vl+. To jest rozpoczynanie życia płciowego w wieku 5-ciu lat. Być może napiszę coś o treningu ale nie teraz. Największym rezerwuarem jest psychika. Kto nałoży wędzidła swej duszy będzie niezwyciężony, oczywiście pod warunkiem, że nie zrezygnuje z drążka i kantówki.

Jaka była Twoja najtrudniejsza droga?

– Najtrudniejszej drogi jeszcze nie przeszedłem Może za 15 lat…

–  Używasz wielu radykalnych sformułowań. Wobec tego jaki jest Twój stosunek do ludzi, także i przede wszystkim ze środowiska wspinaczkowego?

–  Gorzkie rozczarowanie spotkało mnie jako adepta w jego wyobrażeniach „ludzi gór”. Idoli nie mam, aczkolwiek cenię Kilka Istnień Poszczególnych. Przyjaciół mam dwóch: żonę i G.K. oraz jednego kandydata na przyjaciela. „Dobrych kolegów” mam 16-tu, wrogów 926 (dziewięćset dwudziestu sześciu). Resztę szanuję, aczkolwiek się nie bratam w sprawach „istotnych”. Duże wrażenie robi na mnie pewien wspinacz. Nazywa się Johnny Dawes i nic o nim nie wiem. oprócz listy świetnych przejść. A więc nie chodzi tutaj o produkt prasowej reklamy. Krajowym autorytetem sportowym jest dla mniej Wojtek Kurtyka. Wielki egocentryk, ale jedyny władny zburzyć narcystyczną kapliczkę polskiego himalaizmu. Autorytet moralny: Zygmunt A. Heinrich „Zyga”. On tylko pozostał „człowiekiem gór”. Demon intelektu: G.K. Jako jedyny potrafi dokonać metamorfozy wszechogarniającej bydlęcości w desenie słów i pojęć metafizycznych. W towarzystwie kilku podejrzanych indywiduów „czuję się świetnie”. Takimi są np. Krzysztof Kucharczyk, słynny „Kuchar”, czy autor koncepcji „wora fenomenologicznego” Tomasz Lewandowski vel „Pęcherz”. Jest wreszcie człowiek, dzięki któremu mogę pracować i jestem mu za to wielce zobowiązany.

Dziękuje za rozmowę.

– I ja wam dziękuję. Mili Czytelnicy.W każdym z Was chciałbym spotkać „pana”. Nikt nie rodzi się „stangretem”. Myślę, że weźmiecie moją wypowiedź w stosowny nawias. Szydziłem z Was, ale szydziłem i z siebie. W dzisiejszych czasach galopującej inflacji kiedy nawet pieniądz jest wartością relatywną, pojęcie wspinania nie może być constans. Zresztą wspinanie NIE ISTNIEJE.Nie warto się dlań targać po szczękach, lecz trzeba je uprawiać niczym gimnastykę, tak jak filozofię, nie dla prawdy, lecz dla spekulacji myślowej.

GÓRY TO WIELKIE G…

Niech każdy dopisze sobie jedną z dwóch możliwości podług własnego uznania.’

Rozmawiał   Lubomir Prokopek