Taterniczek 33
Kaskaderzy

Kaskaderzy — tym określeniem nazwano formację pokoleniową działającą w Skałkach Podkrakowskich oraz Tatrach począwszy od roku 1967. Krzysztof Baran w przedmowie do przewodnika Skałki Podkrakowskie zawęża ich działalność jedynie do skałek. Tymczasem ta nazwa została nadana w 1968 roku pewnej wąskiej grupie ludzi z Krakowa, dla których był to pierwszy poważny sezon w Tatrach, a wymyślił ją wspinacz wrocławski Michał Gabryel, przebywający wówczas na taborisku przy Morskim Oku. Ci młodzi wspinacze to: Jerzy Łabęcki, Artur Moj, Marek Kotlarczyk i Ryszard Malczyk.

Rozpoczęliśmy sezon na Hali Gąsienicowej, przechodząc tam kilka trudnych dróg klasycznych w dobrym stylu i czasie. Ciekawsze z nich to: droga Gryczyńskiego-Michalskiego na zachodniej ścianie Kościelca (Kotlarczyk, Malczyk), Komin Świerza (Kotlarczyk, Moj, Malczyk). Droga Dziędzielewicza na tej samej ścianie w 2 godziny (Sawicz, Malczyk), Komin Dregea (Kotlarczyk, Malczyk), Droga przez Matkę Boską na Zawratowej Turni, oraz prawdopodobnie nowa droga lewym skrajem tej ściany o trudności VI (Kotlarczyk, Malczyk).

Po przeszło tygodniowym pobycie na Hali „młodzi gniewni” przenieśli się do Mor­skiego Oka przywożąc ze sobą poznanego na Hali Romana Sawicza. Był to dobrze wspinający się taternik warszawski. Jeszcze podczas pobytu na Hali poznałem go jako wspinacza bardzo ambitnego, który chciał prowadzić wszystkie najtrudniejsze wyciągi. Niestety, kończyło się to częstymi odpadnięciami. Nie miał wszak tak dobrego przygotowania skałkowego, jak wspinacze z Krakowa.

Jako pierwszą drogę w basenie Morskiego Oka wybraliśmy drogę Łąckiego i Włodka wiodącą lewą częścią pn. ściany Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego, czyli sławnego z trudności Grzybka. Tam Romek znów chciał prowadzić trudności i niestety dwukrotnie poleciał. Te jego odpadnięcia, oraz kilka późniejszych naszych potknięć, zainspirowały Gabryela do nadania grupie Krakusów nazwy Kaskaderzy czyli zwariowani ryzykanci porywający się na zbyt trudne drogi.

Tak więc właściwie Romkowi Sawiczowi (warszawiakowi) zawdzięcza swą nazwę całe pokolenie skałołazów krakowskich. Ten dobry lecz pechowy taternik zginął wkrótce, zimą 1969 roku, w dość niejasnych okolicznościach, podczas zejścia z Mięguszowieckiej Przełęczy Wyżniej na stronę Hińczowych Stawów (nekrolog w Taterniczka T/70, str. 46),

Oprócz tych odpadnięć na Grzybku i mojego lotu podczas hakówki na Wielkim Zacięciu Kazalnicy, Kaskaderzy, wbrew podsycanej przez Gabryela legendzie, więcej odpadnięć nie mieli. W ogóle w tym pierwszym sezonie byliśmy potraktowani przez stałych morskoocznych wyjadaczy złośliwie, a nasze drobne przygody spotkały się z krzywdząca opinią (notatka Michała Jagiełły w Taterniczka 4/68 str. 196) „… Kaskaderzy powinni sobie powiedzieć — nie lubię dróg szóstkowych, za bardzo piją pod pachami…”. Gdyby ci piętnujący odpadnięcia wiedzieli, że za lat kilkanaście naganne będzie chwycenie się haka a lot nieomal powodem do chwały!

Niezrażeni Kaskaderzy przeszli jeszcze w tym sezonie kilka trudnych dróg klasycznych i hakowych takich jak: droga Gryczyńskiego na Mnichu (Kursa, Malczyk, Moj), środek Żabiej Turni Mięguszowieckiej (Pszon, Okopinska, Malczyk), prawdopodobnie nowa droga między filarami Cubryny, VI-, (Pszon, Moj, Malczyk). Porwali się nawet na drogę rzeczywiście przekraczającą ich ówczesne możliwości. Mam na myśli próbę letniego przejścia Wielkiego Zacięcia Kazalnicy. Był to pomysł Jurka Łabęckiego, który liczył wtedy siły na zamiary i bardzo chciał dokonać jakiegoś szokującego przejścia. Mała ciekawostka: do naszego zespołu (Łabęcki, Malczyk) dołączyła dwójka młodych harcerzy z Katowic -Piotr Skorupa i Jurek Kukuczka (tak, ten Kukuczka!). Próba zakończyła się po trzech wyciągach ogólnym zniechęceniem. Ślązacy jednak do Kaskaderów nie zostali zaliczeni. Nawiasem mówiąc Wielkie Zacięcie otrzymało letnie przejście dopiero w roku 1983 (M. Dąsal, A. Łuczak dwa dni w lipcu). Tak więc nasza próba była przedwczesna o lat kilkanaście.

Nazwa, która w zamierzeniu miała znaczenie pejoratywne i została nadana z zewnątrz, po jakimś czasie zaczęła podobać się nam samym i w ten sposób powstała koleżeńska grupka środowiskowa. Mieliśmy nawet własne pismo. Jurek Łabęcki zajął się redagowaniem Alpinizmusika. Było to pisemko o profilu satyryczno-plotkarsko-informacyjnym. Ukazały się dwa powielane numery w roku 1969.

Kaskaderzy zaczęli mieć coraz lepsze osiągnięcia w skałkach i Tatrach, a grupa znacznie się powiększyła, w ten sposób, że wielu naszych znajomych miało ambicję zaliczać się do jej kręgu. Największym paradoksem stało się, iż po kilku latach do Kaskaderów został zaliczony, notabene bez jego wiedzy i ochoty, Wojtek Kurtyka, który rozpoczynał swą górską działalność właśnie w „paczce” Gabryela czyli grupie „antykaskaderów”. Stało się to po przeniesieniu się Wojtka z Wrocławia do Krakowa, kiedy zaczął być jednym z najlepszych wspinaczy w Skałkach Podkrakowskich. Generalnie miano Kaskadera otrzymywał ten, kto przodował w Skałkach Podkrakowskich. Później w różnych artykułach „historycznych” poczyniono z tego powodu kilka błędów, przez zaliczenie do Kaskaderów wspinaczy, którzy spełniali powyższy warunek ale, nigdy nie deklarowali przynależności do tej grupy i zupełnie nie byli z nią związani emocjonalnie, a swój program górski i skałkowy realizowali zupełnie oddzielnie. Chociaż zdarzały się też odstępstwa od tej reguły. Na przykład do Kaskaderów nigdy nie zaliczono Marka Kowalczyka, który był przecież jednym z najlepszych wspinaczy skałkowych i tatrzańskich.

Omawiając skład Kaskaderów na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych nie można pominąć braci Andrzeja i Edwarda Tyrpów, z których zwłaszcza Andrzej wspinał się z nami dużo w łatach 1969-1972. Uczestniczył on w najbardziej sztandarowym osiągnięciu naszej grupy czyli pierwszym klasycznym przejściu głównego spiętrzenia Kazalnicy poprzez kombinację dróg Momatiuka i Kiełkowskiego (dzisiejsza Malczykówka – red.). Trudności VI+, 8 godzin, notatki w Taterniku 1/72 str. 21 i 44.

Do końca lat sześćdziesiątych, prócz „członków założycieli” tj. Łabęckiego, Moja, Kotlarczyka, Malczyka i Sawicza, Kaskaderami były następujące osoby Janusz Biliński, kolega Marka Kotlarczyka (wspinał się głównie w skałkach w latach 68—71), Lucjan Stach, kolega szkolny Artka Moja (pojawiał się tylko w skałkach, lata 68-70), Edward Kordylewski, kolega szkolny Jurka Łabęckiego (w skałkach lata 67—68), Mirosław Grzesik, wspinał się w skałkach, później w Tatrach około 5 lat. Rysiek Urbanik należał do naszej grupy w początkach swojej działalności, potem przeprowadził się do Warszawy. Marek Mytar i Leszek Olszański wspinali się w skałkach i Tatrach przez kilka sezonów (mniej więcej w latach 1967-1974). Szczególnie Olszański miał zadatki na dobrego wspinacza, ale wsławił się przede wszystkim jako nieprzejednany wróg Gabryela i jego grupy. Od 1969 r. Kaskaderem został Witek Nowosielski Sas, który wspinał się wcześniej w skałkach, głównie w Ojcowie, na ogół sam. Później w latach siedemdziesiątych, gdy w naszej grupie zaszły zasadnicze zmiany personalne, Witek stał się jedną z centralnych postaci wśród Kaskaderów. Działali bracia Tyrpowie. Bardzo dobrze chodził w skałkach Wojtek Pisarski (Piskorz), najlepszy technicznie wspinacz z grupki koleżeńskiej, w skład której wchodzili też Wojciech Kafel i Marian Krawczyk (ten ostatni wspina się w Tatrach do teraz).

Do sympatyzujących z Kaskaderami należeli wspinacze z ówczesnej krakowskiej czołówki: Andrzej Migocki, Zbigniew Kursa, Jurek Kozłowski oraz bracia Pszonowie. Nie byli oni właściwymi Kaskaderami, lecz tworzyli odrębną „grupę Migockiego”.

W 1973 r. Kaskaderzy w starym składzie (Łabęcki, Malczyk, Nowosielski) uczestni­czyli w centralnym obozie w Dolomitach. Dokonali tam dwóch pierwszych przejść dróg Cassina i Carlessa na Torre Trieste oraz przeszli nową drogę o trudnościach VI A0 filarem Castelle delle Nevere (Relacja w Taterniku 4/73 str. 160).

Zasadniczo grupa Kaskaderów rozpadła się na początku lat siedemdziesiątych i przenoszenie tej nazwy na czołówkę skałkową późniejszych lat jest pewną nieścisłością. Już początek lat siedemdziesiątych przyniósł znaczne zmiany personalne w czołówce taterników środowiska krakowskiego. Wielu dotychczasowych Kaskaderów przestało się wspinać zupełnie (Moj. Stach, Kotlarczyk). Kilku zniknęło ze skałkowego boiska (Łabęcki. Tyrpa). Ich miejsce zaczęli zajmować młodzi ludzie doskonale chodzący w skałkach, których siłą rozpędu, lecz niezupełnie słusznie, nazwano Kaskaderami. Oni stanowili właściwie ówczesną „nową falę”, a ze starymi Kaskaderami łączyło ich tylko sympatyzowanie ze mną i Witkiem Nowosielskim, lub chociaż z jednym z nas.

Notabene „młodzi” chętnie przyjęli to miano. Do tych „Kaskaderów-2” zaliczyłbym: Wojtka Myszkowskiego, bardzo utalentowanego wspinacza rodem z Pińczowa (zginął razem z partnerem na Kazalnicy w 1976 r. w czasie próby powtórzenia kombinacji Kaskaderów z 1971 r.), Andrzeja Pawlika, doskonałego technicznie i bardzo szybkiego wspinacza, który niestety zmarnował swój talent, a jego osiągnięcia skałkowe jak i tatrzańskie były znacznie słabsze niż potencjalne możliwości, Bogdana Strzelskiego, który z początku dużo chodził w skałkach, a potem zdobytą tam dobrą technikę przeniósł z powodzeniem w Tatry, Alpy i Dolomity, partnera Bobka Strzelskiego — Romana Bieńka, kolegę i ucznia Jurka Łabęckiego — Jurka Zająca, który wkrótce dał się poznać jako bardzo dobry wspinacz, zarówno klasyczny, jak i hakowy, Kostka Miodowicza, który pojawił się w skałkach ok. 1971 r., za przykładem siostry wspinającej się już od dwóch lat. Kostek chodził niezwykle odważnie i miał najlepsze przejścia skałkowe bez asekuracji w tych latach, takie jak: Żółte Ryski i Mrówcze Zacięcie na Zakrzówku, Funiówkę na Zjazdowej Turni, Cygaro na Omszałej Turni czy Pytajnik Prawy Komin Sokolicy.

Bardzo aktywny był w drugiej połowie lat siedemdziesiątych Tomasz Opozda (Odwłok), prekursor przejść najtrudniejszych dróg skałkowych z dolną asekuracją. Do jego najlepszych prowadzeń należą: Abazy 1984 r.!. Rysa Babińskiego 1979r. czy Zacięcie Abazego 1979, Kant Kuli, Płytka Myszkowskiego 1979 r., Prawy i Lewy Świecznik na Sokolicy 1979 r. Ta ostatnia droga jest do dzisiaj najtrudniejszym prowadzeniem bez wcześniejszego osadzenia punktów asekuracyjnych.

Trzeba wspomnieć nazwisko Witka Sierpowskiego (Drzewusa), który solidną technikę skałkową przeniósł z bardzo dobrym skutkiem w góry. Witek uczestniczył w najlepszym przejściu dokonanym z udziałem Kaskaderów tj. pierwszym polskim przejściu diretissimy Torre Trieste, podczas obozu w Dolomitach w 1981r. (W. Sierpowski, J. Farat, R. Malczyk).

Z najstarszych członków naszej grupy działał ciągle, głównie w skałkach Witek Nowosielski, przodował dalej Kaskader mimo woli – Wojtek Kurtyka. Nie schodził ze sceny niżej podpisany. Ta sytuacja dotrwała do początku lat osiemdziesiątych, kiedy to doszła do głosu nowa formacja pokoleniowa roczników 1961-64, której już do Kaskaderów nie zaliczono. Otrzymała ona nazwę Nowej Fali (K. Baran, Taterniczek 1983) i została uznana za następców Kaskaderów.

Początek lat osiemdziesiątych należy więc uznać za ostateczny kres tej grupy, która istniała właściwie już od wielu lat tylko na zasadzie historycznego przekazu legendy. Parę zaś niedobitków dawnych Kaskaderów, którzy mimo upływu lat działają nadal w skałkach i górach należało by przemianować na Dinozaurów.

Ryszard Malczyk