Taterniczek 39
Riposta dla Taterniczka (zamiast Drogiego Wspinacza)

Ze zgrozą przeczytałem w ostatnim Taterniczku nr 38 felieton p.t. „Drogi wspinaczu” na temat ostatniego Festiwalu Filmów Górskich w Katowi­cach, który odbył się na wiosnę 1990 roku. Pomijam fakt brukowego żargonu jakim jest napisa­ny, jak również kompletnego braku rozeznania w wartościach i ocenie prezentowanych filmów górskich. Ale styl i prezentacja wartości Festiwalu niestety, zmusił mnie do napisania tego co właśnie czynię.

Oto kilka wybranych dla „Drogiego wspinacza” informacji prezentowanych przez autora (Be Be) na str. 39 wymienionego krakowskiego Taterniczka. „Ośrodek Postępu Technicznego, zbudowany jako kuźnia partyjnych kadr Śląska i Zagłębia, w którym odbywa się festiwal, budzi odrazę, ale tłumisz ją i wchodzisz. Hol sprawia wrażenie żydowskiego ba­zaru — wszędzie kramy i stoiska”.

No, no, kto by pomyślał, że mamy aż tak czule osoby w naszym społeczeństwie, że na sam widok „budowli komunizmu” czują odrazę, a gustowne i ze smakiem urządzone stoiska ze sprzętem kojarzą się z żydowskim bazarem.

Czytamy dalej, trochę inaczej, ale również w takim samym tonie:

„czas zrobić coś dla ducha. Udajesz się więc na sesję naukową. Jakiś dynamiczny starzec (sądząc po mun­durze emerytowany pułkownik) wywija pięścią i coś krzyczy, nie wiadomo tylko czy za czy przeciw. Ty zaś patrzysz na tę kupę alpinistycznych prostytutek i nie wiesz czy się śmiać czy płakać”.

Strasznie mi przykro drogi Zbyszku, że po tylu latach nienagannej pracy dla dobra polskiego taternic­twa i alpinizmu nazwano Ciebie (bo kto może w gronie taterników być emerytowanym pułkowni­kiem?) i paru innych zasłużonych kolegów określając ordynarnie „kupą alpinistycznych prostytutek”.

Myślę jednak, że Be Be nie ma żadnej (nawet komunistycznej) „kinderstube”, więc my to wyba­czamy w imię… (wpisać dowolne określenie w zależ­ności od orientacji lub przynależności).

Natomiast moim zdaniem nie do wybaczenia jest podawanie do publicznej wiadomości faktu, że Fes­tiwal był aż tak nudny i mało ciekawy, że jak to pisze Be-Be filmy: „działają niczym pigułka nasenna, więc z lubością odsypiasz zaległości”.

A oto jak Be-Be przeżywa oglądanie filmów górskich na Festiwalu, który jak nam piszą inni, byl dla nich wielkim przeżyciem.

„Właśnie zaczyna się kolejny górski film. Gór co prawda na razie nie widać, ale droga ku nim prowa­dzi, na niej chłop wlecze konia. Docierają w piętro turni. Chłop zakłada stanowisko asekuracyjne dla konia przy pomocy haka i karabinka. Oczy otwiera­ją ci się coraz szerzej wyobraźnia zaczyna pracować. Logiczne rozwiązanie jest tylko jedno: koń się będzie wspinał! Tego jeszcze nie było! Ale numer. Ciekawe jak będzie asekurował chłopa? Lecz szybko zostajesz sprowadzony na ziemię z wyżyn wyobraźni. Oto koń zostaje zastrzelony, obdarty ze skóry i zostawiony niedźwiedziowi na pożarcie. Ot i cały problem. Zniesmaczony czekasz na następną projekcję”.

Kiedy wychodziłem z sali projekcyjnej po obej­rzeniu tego filmu (Idź – Grzegorza Królikiewicza) miałem prawie łzy w oczach. Pamiętam, powiedziałem wtedy do syna: ten film powinien otrzymać pierwszą nagrodę. Nie spełniły się moje życzenia — w Katowi­cach niestety film nie otrzymał nawet wyróżnienia.

Ale jak donosi w Biuletynie Taternik Nr 3/90 Wacław Świerżyński: „na 38 Międzynarodowym Festiwalu Filmów Górskich, w Trento drugą nagrodę Srebrną Gencjanę za najlepszy film fabularny zdoby­ła poetycka refleksja nad przyjaźnią, okrucieństwem i śmiercią p.t. Idź — Grzegorza Królikiewicza”

Mogę zrozumieć, że do kogoś nie dociera poetyc­ka refleksja nad przyjaźnią, okrucieństwem i śmiercią — ale żeby swoje własne nieuctwo prezentować w tak poczytnym i na poziomie prowadzonym piśmie jaki jest Taterniczek, to zakrawa mi już na straszną farsę.

Więc nie wiem Panie Redaktorze, czy felieton ma rozśmieszać naszych drogich wspinaczy, czy od­straszać od festiwali filmów czy też może jest to odczucie tylko jednej osoby.

Niestety — obojętnie co to jest, po przeczytaniu czuję niesmak, bo przecież poza przeżyciami czysto estetycznymi, było to spotkanie wszystkich ludzi ko­chających góry! Szkoda tylko, że ta wspaniała atmo­sfera nie dotarła do wszystkich uczestników festiwalu i zaowocowała oceną jak w krzywym zwierciadle.

Tadeusz Wojtera

P.S. w przeciwieństwie do Be-Be podpisuję się peł­nym imieniem i nazwiskiem z cichą nadzieją, że znajdzie się miejsce na moje uwagi na łamach Wa­szego pisma.