Poznaj historię Taterniczka

O Taterniczku

Poznaj historię Taterniczka

Taterniczek – młodszy brat Taternika

Taterniczek – młodszy brat Taternika, takie motto otwiera naszą stronę. Z pewnością wielu Czytelników zastanawia się, co kryje się za tymi słowami. Od razu wyjaśniam, że nie zajmujemy się sprawami najmłodszych adeptów wspinania, choć pewnym zbiegiem okoliczności działa na tę rzecz fundacja o nazwie Taterniczek. Ta strona traktuje o fenomenie wydawniczym drugiej połowy zeszłego wieku, jakim było czasopismo KW Kraków zatytułowane właśnie Taterniczek. Zapewne wielu starszych miłośników taternictwa wie dobrze czym był ten biuletyn, z pewnością jednak nie posiada tak szerokiej wiedzy najmłodsza generacja wspinaczy.

Od wielu już lat nie zajmuję się działalnością dziennikarską, jak i edytorską. W 2001 r. przekazałem Góry w ręce ówczesnej ekipy redakcyjnej, podobnie jak i kilka innych magazynów wydawanych przez moje wydawnictwo. Nie wszystkie przetrwały do tej pory, ale dwa z nich tzn. Góry i Bikeboard od wielu lat mają niepodważalną pozycję liderów w swojej branży, a ich poziom w niczym nie odbiega od czasopism z najwyższej, światowej półki.
Ale nadszedł rok 2015 i dziwnym zbiegiem okoliczności zaczęły płynąć do mnie z wielu stron sygnały o potrzebie uchronienia od zapomnienia dawnych numerów Taterniczka. Dzisiaj sposobem na to nie są przepastne magazyny bibliotek czy archiwów, lecz bezkresna materia Internetu. Ponieważ i we mnie od dawna dojrzewała taka potrzeba, więc w maju zabrałem się do roboty czyli przygotowywania strony www poświęconej prezentacji pisma. Sprawy przeciągały się ponad miarę, ale na szczęście dzisiaj czyli na początku grudnia 2015 jesteśmy już na finiszu.
W tej chwili możemy przeglądać numery 23, 24 i 25, czyli trzy pierwsze Taterniczki wydane pod moją egidą. Kolejne są skanowane i mam nadzieję, że wkrótce zaczną być publikowane na stronie. Myślę, że znajdą się chętni do odbycia historycznej podróży po szpaltach młodszego brata Taternika, tym razem już za pomocą nowoczesnej technologii.
Na początek tej wyprawy proponuję przeczytanie kilku tekstów o historii Taterniczka, które napisaliśmy sami i opublikowali w 1980 i 1981 r. Wszystkie pochodzą z tych trzech numerów, prezentowanych na otwarciu strony. W lipcu 2015, kiedy po raz pierwszy „odpalałem” Taterniczka napisałem, że „… przecież nie samymi wspomnieniami człowiek żyje i dlatego też mam zamiar od czasu do czasu zamieszczać bardziej współczesne materiały, zwłaszcza ze skałek.” Od kilku lat tu i ówdzie oczyszczę kawałek skały, zaliczy się małą wspominkową imprezę, wyprawi gdzieś na południe, a przy okazji i powspina. Kiedyś nikt nawet nie myślał o opisywaniu tej codzienności, liczyła się tylko „sztuka cierpienia”. Ale czasy się zmieniły i dzisiaj ludziska prezentują w Internecie nieomal każdą, najbardziej banalną czynność. Dlaczego by więc nie udokumentować takich miłych i nieco perwersyjnych akcji, jak wycinanie drzew czy zrzucanie głazów ze ścian Skalnego Muru, czy też wspaniałe coroczne Spotkania Łojantów? Kilka takich materiałów znajdziecie w dziale Skałki i Różności, a mam szczery zamysł zamieszczanie kolejnych. Co z tego wyjdzie, pokaże czas, ale zawsze priorytetem www.taterniczek.com pozostanie prezentacja wszystkich numerów Taterniczka i jego poprzedników.
Zapraszam więc do lektury!
Krzysztof Baran

Wstępniaczek

Taterniczek 23  czerwiec 1980okl23_full

Dawno, dawno temu zaczął się ukazywać ”Taterniczek”. Początkowo jako „Jednodniówka”, potem jako „Biuletyn” i „Kronika”. By­ło to może przed dwudziestu, może przed dwudziestu kilku laty – w każdym razie tak dawno, że tego nawet Redakcja nie pamięta. Pamięta natomiast, że uzupełniał wiadomości bardzo nieregularnie ukazującego się wówczas swego starszego brata – „Taternika”, a że był czasopismem lokalnym o małym zasięgu i znacznie mniej poważnym niż Starszy Brat, dlatego przyjął nazwę „Taterniczek”. Pod rządami najpierw Marka Jarec­kiego, a później Jurka Potockiego i Ewy Śledziewskiej jako tzw. „na­czelnych” przeżywał okresy wzlotów i upadków, zyskując sobie sympaty­ków i wrogów, aż doczekał się wzmianki w Encyklopedii Tatrzańskiej i to zobowiązuje go do dalszej egzystencji.

W zasadzie nigdy nie przestał się ukazywać. Natomiast okresy między pojawieniem się poszczególnych numerów były bardzo różne, co pozostawało w zgodzie z hasłem będącym podtytułem: „TATERNICZEK – APERIODYK – UKAZUJE SIĘ KIEDY CHCE „

Tym razem nie chciało mu się aż przez pięć lat.

Startujemy teraz w nowym składzie redakcyjnym, co nie znaczy, że starzy członkowie redakcji nie mogą zgłosić akcesu i przystąpić do pracy, którą rozpoczynamy w gronie wymienionym na ostatniej stro­nie niniejszego numeru „Taterniczka”. Dwaj ” młodzi gniewni”, którzy będą dźwigać na barkach ciężar współredagowania nie mają żadnego sza­cunku dla tradycji pisma (było nie było około dwudziestoletniej), chcą przewrócić wszystko do góry nogami i wnieść nowego ducha – ducha na miarę lat osiemdziesiątych dwudziestego stulecia, ducha ma miarę polskich (damskich i męskich) sukcesów alpejskich i himalajskich. Zapewniamy jednak tych, dla których osobisty wielki wyczyn się skończył i spacerują sobie po tatrzańskich dwójkach czy trójkach, że znajdą na naszych łamach kącik sentymentalny, w którym będzie można pomarzyć, powspominać…

Pomostem między starymi, a nowymi laty jest opowiadanie Andrzeja Mroza „Lato i zima na filarze Narożnym”, którego pierwszą część pt. „Lato” zamieściliśmy w poprzednim numerze. Mamy nadzieję, że mimo lat dziewięciu, które dzielą wyczyn od opowiadania, każdy przeczyta je z zainteresowaniem.

Starsza część redakcji oddaje niniejszy numer do rąk swoich czy­telników z pewnym zażenowaniem i onieśmieleniem. Czy znajdziemy wspól­ny język? Czy to co podoba się starym znajdzie uznanie w młodych oczach? Liczymy tu na redakcyjnych „gniewnych”, oraz na przychylność młodych czytelników, którzy być może staną się naszymi młodymi auto­rami.

„Taterniczek” jak łatwo można zauważyć przyjął nową formę i no­wą szatę graficzną. Stara się bowiem choć w ten sposób swój poziom zbliżyć nieco do aktualnego poziomu polskiego taternictwa, alpinizmu i himalaizmu, odnoszących sukcesy w górach malutkich, średnich i naj­wyższych.

Życzymy sobie sami, by starczyło nam zapału na następne dwadzieścia lat i by odstępy czasu pomiędzy poszczególnymi kolejnymi numerami nie sięgały lat pięciu, a jeśli te życzenia staną się życzeniami na­szych Czytelników po przeczytaniu niniejszego numeru – to już odnieś­liśmy pierwszy sukces!

Redakcja

Z okazji 25 numeru

Taterniczek 25   wrzesień 19811.jpg

0 „Taterniczku” mogę tylko sentymentalnie. Towarzyszy mi od tylu lat, że nawet obecnie, gdy już zdążyłam się do niego przyzwyczaić, każdy nowo ukazujący się numer wywołuje moje macierzyńskie uczucia.
Z „Taterniczkiem” wiąże się ty¬le wspomnień o ludziach, którzy odjechali, którzy odeszli, którzy są, że patrzę na naszą śmieszną gazetkę ich oczyma, powtarzając przy każdym kolejnym numerze słowa Jurka Potockiego „ten numer nam wyszedł”. Czasem rzeczywiście „wychodził”!
Skąd się wzięła nazwa „Taterniczek”? Pamiętam, wiele, wiele lat temu, gdy znudziła się nazwa „Jednodniówka” i „Biuletyn”, postanowiliśmy rozpisać konkurs. Byłam jednym z członków Jury tego konkursu i ufundowałam dla zdobywcy nagrody flaszkę wina, kupowanego w owych zamierzchłych czasach bez kolejki i kłopotów. Wędrując z tą flaszką wina przez miasto wymyśliłem nazwę: „TATERNICZEK”, opierając się na relacjach między „Płomykiem” i „Płomyczkiem”. „Taterniczek” jako młodszy brat „Taternika” miał mieć odpowiednio mniej poważny profil niż jego starszy brat. Wycofałam się z Jury i dołączyłam do konkursowych kopert swoją, z propozycją nazwy egzystującej do dziś. W jury zasiadali, oprócz kolegów z klubu, autentyczni dziennikarze, co mojej wygranej dało znacznie wyższą rangę. Po ogłoszeniu wyników wręczyłam sama sobie butelkę wina, którą opróżniliśmy natychmiast w godnej kompanii. Wieść o nowej nazwie została natychmiast przesłana do Kanady, do Marka Jareckiego założyciela „Jednodniówki”, który również zaakceptował „Taterniczka”, nadsyłając telegram gratulacyjny.
Były okresy, kiedy nasze pismo przeżywało ciężkie chwile. Co jakiś czas grozili mu zlikwidowaniem wewnętrzni i zewnętrzni cenzorzy. A to artykuły były zbyt napastliwe, a to Kronika Towarzyska wyciągała na światło dzienne sprawy, które wolały zostać nieujawnione, a to zaczynały piętrzyć się trudności z papierem, powielaniem, przepisywaniem. Ale trwał, bez dotacji państwowych, oparty o działania ludzi dobrej woli i zakładane przez nich pieniądze. Narażał się też „Taterniczek” żonom, mężom, narzeczonym członków zespołu redakcyjnego, zazdrosnych od czasu do czasu o – ich zdaniem – nadmierną uwagę poświęcaną kilkunastu, niezbyt czytelnie powielonym stronom. Czytelnicy natomiast cenili sobie zawsze charme „Taterniczka” i cały nakład zostawał rozchwytywany w ciągu kilku minut.
Człowiekiem, który w najgorszych chwilach zawsze dla „Taterniczka” miał czas i serce był jego wieloletni redaktor – Jurek Potocki. Pamiętam dzień, kiedy wychodził z bazy pod Noszakiem na swoją ostatnią w życiu drogę. Powiedział mi wtedy, że gdyby przypadkiem nie wrócił, to chciałby, żebym dalej wydawała „Taterniczka” i abym poświęciła mu kilka słów w dziale „O tych, którzy odeszli”. Cały następny „Taterniczek” był o Jurku – o Jurku, który nie wrócił. W tym roku, 4.IX. mija piętnaście lat od tej chwili. To już w taternictwie cała epoka, znaczona sukcesami alpejskimi i himalajskimi pokoleń taternickich, ale dla mnie ten dzień tragedii pod Noszakiem jest tak bliski, jakby to zdarzyło się wczoraj, a „Taterniczek”, w którego istnienie zaangażowali się nowi ludzie jest ciągle gazetą Jurka, której nadał pewien specyficzny charakter i chciałabym żeby on przetrwał.

Ewa Śledziewska

Taterniczka portret własny

Taterniczek 25   wrzesień 19811.jpg

„Dawno, dawno temu zaczął się ukazywać Taterniczek… Było to może przed dwudziestu, a może przed dwudziestu kilku laty – w każdym razie tak dawno, że nawet Redakcja nie pamięta”. Tymi słowy zaczynał się Wstępniaczek numeru 23 naszego pisemka, które po pięcioletniej przerwie znowu trafiło do rąk Czytelników w czerwcu 1980 r. Nie było w tych słowach wiele przesady – „Taterniczek” wszak rozpoczynał swój żywot, kiedy gros obecnego zespołu redakcyjnego nie wiedziało jeszcze w ogóle, że istnieje coś takiego jak taternictwo. Nie mniej jednak w tak uroczystej chwili, jaką jest oddanie do druku 25 numeru, poczuliśmy się zobowiązani do poszperania w naszych archiwach i przedstawienia jakiegoś solidniejszego – niż wcześniejszy cytat – przedstawienia historii pisma.
Oficjalnie żywot pisemka, które przybrało później nazwę „Taterniczek” rozpoczął się 22 grudnia l958 roku – z tą datą ukazał się bowiem pierwszy numer organu Koła Krakowskiego Klubu Wysokogórskiego, zatytułowany „Jednodniówka”. Pomysł jego wydawania rzucił kilka miesięcy wcześniej ówczesny prezes Koła Roman Łazarski – „Generał”. „Jednodniówka” prezentowała się bardzo skromnie – 10 stron prymitywnie powielonego maszynopisu formatu A4 bez okładki. Treść numeru też nie przedstawiała się imponująco. Chociaż zajmowano się problemami tyczącymi całego polskiego środowiska wspinaczkowego, to przeważały oczywiście sprawy z krakowskiego podwórka – sprawozdania z działalności członków Koła, bujdałki itp.
W lutym 1959 r. pojawiła się kolejna „Jednodniówka”, w kwietniu następna, a zaraz po niej czwarty numer pisma, już jako „Biuletyn Koła Krakowskiego KW”. Pod tą nazwą biuletyn wychodził do listopada 1961 r., z tym że Nr 10 ze względu na wymagania cenzury zatytułowano „Kroniką”. W ciągu tego okresu wydane zostało 12 numerów „Biuletynu” – 6 w 1959 r., 4 w 1960 i 2 w 1961. Do numeru ósmego profil „Biuletynu” był bardzo zbliżony do pierwszej „Jednodniówki”. Objętość, format, technika druku pozostawały właściwie bez żadnych zmian. Powoli natomiast ewoluowała strona merytoryczna pisma. Treść stawała się z czasem coraz różnorodniejsza. Do tradycyjnych sprawozdań i omówień dokonań wspinaczkowych przybywało coraz więcej bujdałek, artykułów dyskusyjnych czy wręcz ideologicznych. Pojawia się też coraz więcej ironii i humoru, które będą towarzyszyły pismu po dzień dzisiejszy.
Zmiany te spowodowały niewątpliwy wzrost wartości „Biuletynu”, którego Nr 8 nosi już dosyć widoczne znamiona taternickiego pisma, o wyraźnie ukształtowanym profilu, kontynuowanym później przez 'Taterniczka”. Redakcja nigdy nie ujawniła swoich nazwisk, tym bardziej więc trzeba przypomnieć je teraz. Niewątpliwie główną siłą sprawczą pisma, niejako redaktorem naczelnym był Marek Jarecki. Oprócz niego zespół tworzyli jego żona Jolanta /obecnie mieszkają w Kanadzie i aktywnie wspinają się w tamtejszych górach/, Ewa i Roman Śledziewscy oraz Jerzy Potocki. Natomiast wśród nazwisk autorów piszących w „Biuletynie” są Jarecki, Roman Łazarski, Śledziewski, Stanisław Urbański, Stanisław Biel, Jan Długosz czy Wacław Nowyk.
W listopadzie 1961 r. wydawanie „Biuletynu” zostaje zawieszone. Jego kolejny, już 13 numer ukazuje się dopiero po półtorarocznej przerwie w maju l963 roku, Charakterem swym nie różni się zbyt wiele od numerów poprzednich, których jest niewątpliwą kontynuacją. Szata zewnętrzna jest jednak trochę bogatsza – numer posiada okładkę z wylepioną na 1 stronie fotografią autorstwa Mariana Bały /jego zdjęcia będą potem zdobić tytułowe strony nieomal wszystkich „Taterniczków”/.
Numer przygotował trzyosobowy zespół : Ewa Śledziewska, Jerzy Potocki i Stanisław Urbański. Motywując przyczyny wznowienia wydawania pisma redakcja wskazywała na fatalny tryb ukazywania się „Taternika”, który w tym czasie wychodził bardzo nieregularnie i z reguły z bardzo dużym opóźnieniem, co powodowało niedoinformowanie środowiska. Dlatego też redakcja pragnęła, aby krakowskie pisemko informowało na bieżąco o wszystkim co się działo i robiło w taternickim światku. Jednocześnie w 13 numerze „Biuletynu” ogłoszony został konkurs na nazwę pisma, o czym wcześniej pisze Ewa Śledziewska, a kolejny numer pojawił się już pod nową nazwą, jako „Taterniczek” 2.
Można śmiało przyznać, że w dużym stopniu udało się redakcji wypełnić stawiane przed sobą zadania, a lata 1963 – 1966 to niewątpliwie „złoty okres” pisma. „Taterniczek” poważnie uzupełniał przeżywającego wtedy chude lata swego starszego brata. Z tego też względu w treści przeważała głównie sprawozdawczość, obejmująca z reguły wszystkie najważniejsze wydarzenia w polskim alpinizmie. Stale pojawiały się takie rubryki, jak Kronika Towarzyska, Książki, Kronika, Rozmowy Taterniczka , O Tych Którzy Odeszli czy wreszcie Nowe Drogi, do których załączano duże ozalidowe wkładki ze schematami nowych dróg na najciekawszych ścianach tatrzańskich. W tym czasie ukazało się 10 numerów, w 1963 trzy, w 1964 cztery, w 1965 jeden podwójny, a w 1966 jeden.
Szata graficzna znacznie się poprawiła. Numer był zawsze starannie oprawiony, na okładce zdjęcie, druk znacznie lepszy niż w ostatnich latach, chociaż dalej na nie¬najlepszym poziomie. Format A4 nie uległ zmianie, ale objętość wzrosła do ok. 25, a czasem i więcej. „Taterniczek” jednak nigdy nie pretendował do roli super poważnego pisma, a sama redakcja we wstępniaku do Jubileuszowego 10 numeru stwierdziła, że robienie pisma jest dla niej zabawą zastępującą „…bale maskowe albo zgoła robienie babek w piasku…”. Nie jest natomiast „…misją dziejową czy państwowotwórczym działaniem…”.
Naczelnym był teraz Jerzy Potocki, a do zespołu redakcyjnego do łączyli z czasem Paulina Banachiewicz, Alicja Bednarz i Marian Bała. W tym okresie do „Taterniczka” pisywali najczęściej Potocki, Urbański, Śledziewska, Lucjan Saduś, Andrzej Heinrich, Ryszard Rodziński, Eugeniusz Chrobak, Maciej Kozłowski, Andrzej Mróz, Henri Agresti, Wojciech Stonawski. Spotyka się też nazwiska Michała Jagiełły, Andrzeja Paczkowskiego, Józefa Nyki czy nawet obecnego prezesa Związku Literatów Polskich Jana Józefa Szczepańskiego,
Pismo było wręcz rozchwytywane, czego chyba dużą zasługi był fakt, że jego nakład nigdy nie przekraczał 100 egzemplarzy. Miało czytelników także i poza granicami naszego kraju, a w czerwcu 1964 otrzymało nawet kartkę z pozdrowieniami od samego Waltera Bonattiego!
Wspominany wcześniej jubileuszowy 10 numer z czerwca 1966 r. był zarazem ostatnim redagowanym przez J. Potockiego. Następny ukazał się w rok później, w czerwcu 1967 i był już niestety poświęcony pamięci Jurka oraz przebiegowi i wynikom IV Polskiej Wyprawy w Hindukusz, podczas której na stokach Noszaka zginął właśnie Potocki. Tragiczna śmierć redaktora naczelnego oraz fakt, iż od 1966 roku „Taternik” znowu zaczął wychodzić regularnie sprawiły, że zmieniły się nieco profil 1 zadania pisma. Najlepiej zilustrują je fragmenty artykułu pt. Honor i tradycja, który znalazł się na wstępie 12 numeru. Pisze się tam m.in., że „…Taternik stał się pismem aktualnym i wydawanie naszego małego pisemka może się wobec tego mijać z celem… Aby zachować sens naszego istnienia będziemy musieli dbać o specyfikę artykułów i koloryt lokalny, utrzymując konsekwentnie styl pół żartem – pół serio. Wiele spraw, dosyć istotnych dla środowiska taternickiego, o których się plotkuje, nie da się po prostu zmieścić w oficjalnym organie, jakim jest Taternik. A Taterniczek może sobie pisać swoje kroniki towarzyskie…”.
Numer ten ukazał się w czerwcu 1967 r. i od tego momentu, aż do 1975 roku, tj. do ukazania się numeru 22, pismo prowadzi Ewa Śledziewska. Z czasem skład redakcji nieco powiększył się, najpierw o Teresę Gablankowską i Andrzeja Skrzyńskiego, a potem Witolda Sasa-Nowosielskiego. Profil pisma był jak najbardziej zgodny z tym, co przedstawiała redakcja w 12 numerze. W miarę upływu czasu i pojawiania się coraz to nowych pokoleń taternickich zmieniał się także krąg autorów, z reguły ze środowiska krakowskiego. Byli wśród nich m.in. Andrzej Pawlik, Janusz Mączka, Henryk Bednarek, w. Sas-Nowosielski, Andrzej Tarnawski, Leszek Zabdyr czy Ryszard Kozioł. Strona graficzna i nakład pozostawały bez zmian, Jedyną innowacją były rysunki Wicia Nowosielskiego, wlepiane na 3 stronę okładki niektórych numerów,
W roku 1967 ukazały się 2 numery, tak samo w 1968 i 1969. Natomiast w następnych latach pojawia się tylko 1 numer rocznie. Niestety z czasem członkowie redakcji, jak i autorzy, udzielali się na rzecz pisma coraz rzadziej, a nowych kadr jakoś nie było widać. Naczelna, już wtedy pani docent Uniwersytetu Jagiellońskiego, miała coraz mniej czasu na to, by samej robić pismo, a zresztą siłą rzeczy jej kontakt ze środowiskiem był nie tak intensywny jak dawniej. Po wydaniu numeru 22 ciągle zabierała się do numeru następnego, ale zawsze na przeszkodzie stawały jakieś sprawy, które w danym momencie okazywały się ważniejsze od „Taterniczka”. I tak przez 5 lat.
Sprawy ruszyły z miejsca dopiero z początkiem 1980 r., kiedy to prezes KW-Kraków Leszek Dumnicki zaproponował niżej podpisanemu wydawanie klubowego biuletynu. Ponieważ „Taterniczek”, jako „Aperiodyk, który ukazuje się kiedy chce” mógł się pojawić po najdłuższej nawet przerwie, postanowiliśmy wspólnie, z Ewą i Wieśkiem Burzyńskim wznowić jego wydawanie. I tak w czerwcu 1980 r. kolejny, już 23 numer „Taterniczka” ujrzał światło dzienne, w lutym 1981 nr 24, a teraz numer 25. Zapoczątkowany został zatem czwarty okres w historii pisma. Jak długo będzie trwał i jaka będzie jego ocena – pokaże dopiero przyszłość. My ze swej strony możemy jedynie zapewnić naszych Czytelników, że bardzo chcielibyśmy, aby nie musieli czekać na numer 50 tyle lat, ile na numer 25.

Krzysztof Baran