Dawno, dawno temu zaczął się ukazywać ”Taterniczek”. Początkowo jako „Jednodniówka”, potem jako „Biuletyn” i „Kronika”. Było to może przed dwudziestu, może przed dwudziestu kilku laty – w każdym razie tak dawno, że tego nawet Redakcja nie pamięta. Pamięta natomiast, że uzupełniał wiadomości bardzo nieregularnie ukazującego się wówczas swego starszego brata – „Taternika”, a że był czasopismem lokalnym o małym zasięgu i znacznie mniej poważnym niż Starszy Brat, dlatego przyjął nazwę „Taterniczek”. Pod rządami najpierw Marka Jareckiego, a później Jurka Potockiego i Ewy Śledziewskiej jako tzw. „naczelnych” przeżywał okresy wzlotów i upadków, zyskując sobie sympatyków i wrogów, aż doczekał się wzmianki w Encyklopedii Tatrzańskiej i to zobowiązuje go do dalszej egzystencji.
W zasadzie nigdy nie przestał się ukazywać. Natomiast okresy między pojawieniem się poszczególnych numerów były bardzo różne, co pozostawało w zgodzie z hasłem będącym podtytułem: „TATERNICZEK – APERIODYK – UKAZUJE SIĘ KIEDY CHCE ”
Tym razem nie chciało mu się aż przez pięć lat.
Startujemy teraz w nowym składzie redakcyjnym, co nie znaczy, że starzy członkowie redakcji nie mogą zgłosić akcesu i przystąpić do pracy, którą rozpoczynamy w gronie wymienionym na ostatniej stronie niniejszego numeru „Taterniczka”. Dwaj ” młodzi gniewni”, którzy będą dźwigać na barkach ciężar współredagowania nie mają żadnego szacunku dla tradycji pisma (było nie było około dwudziestoletniej), chcą przewrócić wszystko do góry nogami i wnieść nowego ducha – ducha na miarę lat osiemdziesiątych dwudziestego stulecia, ducha ma miarę polskich (damskich i męskich) sukcesów alpejskich i himalajskich. Zapewniamy jednak tych, dla których osobisty wielki wyczyn się skończył i spacerują sobie po tatrzańskich dwójkach czy trójkach, że znajdą na naszych łamach kącik sentymentalny, w którym będzie można pomarzyć, powspominać…
Pomostem między starymi, a nowymi laty jest opowiadanie Andrzeja Mroza „Lato i zima na filarze Narożnym”, którego pierwszą część pt. „Lato” zamieściliśmy w poprzednim numerze. Mamy nadzieję, że mimo lat dziewięciu, które dzielą wyczyn od opowiadania, każdy przeczyta je z zainteresowaniem.
Starsza część redakcji oddaje niniejszy numer do rąk swoich czytelników z pewnym zażenowaniem i onieśmieleniem. Czy znajdziemy wspólny język? Czy to co podoba się starym znajdzie uznanie w młodych oczach? Liczymy tu na redakcyjnych „gniewnych”, oraz na przychylność młodych czytelników, którzy być może staną się naszymi młodymi autorami.
„Taterniczek” jak łatwo można zauważyć przyjął nową formę i nową szatę graficzną. Stara się bowiem choć w ten sposób swój poziom zbliżyć nieco do aktualnego poziomu polskiego taternictwa, alpinizmu i himalaizmu, odnoszących sukcesy w górach malutkich, średnich i najwyższych.
Życzymy sobie sami, by starczyło nam zapału na następne dwadzieścia lat i by odstępy czasu pomiędzy poszczególnymi kolejnymi numerami nie sięgały lat pięciu, a jeśli te życzenia staną się życzeniami naszych Czytelników po przeczytaniu niniejszego numeru – to już odnieśliśmy pierwszy sukces!
Redakcja