A właściwie tym razem wspinająca się dziewczyno, która co dopiero wpisałaś się do Klubu. Cel owego wpisu jest na razie twą słodką tajemnicą. Ty sama najlepiej wiesz, ze nie wpisałaś się po to, by robić wspinaczkową karierę. Nie masz przecież zamiaru stać się rozrośniętym w barach i bułach babozwierzem, o którym zawsze mówi się z przymrużeniem oka. Weszłaś właśnie w okres, kiedy matka natura każe Ci szukać partnera na dalszą drogę życia. A gdzież indziej go szukać, jak nie w Klubie Wysokogórskim, w którym aż roi się od supermanów? Ubierasz się więc w zwiewne szatki i idziesz na wtorkowe spotkanie do lokalu na ulicę Długą. Wślizgujesz się na salę, stajesz pod ścianą i patrzysz. W rzeczy samej: każdy z nich piękny, w barach rozłożysty i wart grzechu. Trudno się zdecydować. Postanawiasz więc jechać w najbliższą niedzielę w skałki, aby tam sprawdzić, co który wart. Będzie to taki mały turniej, gdzie kandydaci do Twego serduszka będą się zmagać ze skałą, a Ty sobie popatrzysz i wybierzesz.
Pogodny ranek przy źródełku w Kobylańskiej rozleniwił nieco Twych przyszłych konkurentów, bo leżą pokotem na karimatach smażąc w słońcu swe piękne ciała. Czekasz więc długą chwilę, nim się który podniesie i pomaszeruje dziarsko ku którejś z honornych skał.
Tymczasem przysiada się do Ciebie dopiero co przybyły facet, drżąc aż z żądzy zmierzenia się ze skałą.
– Dzisiaj jestem w gazie!- mówi pewnym siebie głosem.
– Może mnie przyasekurujesz? – dodaje.
Szybkim krokiem docieracie pod niewielką turniczkę, która nie wydaje Ci się być szczególnie trudna. Twój partner zakłada wędkę, wiąże się nonszalancko w pasie i splunąwszy w dłonie zaczyna się wspinać. Po paru względnie udanych krokach w górę obsuwa się z całkiem pokaźnego stopnia i zwisa smętnie rozpaczliwie majtając rękami i nogami w poszukiwaniu jakiegoś punktu oparcia. Gdy po chwili udaje mu się szczęśliwie dotrzeć na szczyt turniczki i zjechać w dół – ociera perlisty pot z czoła i wzdycha:
– Wróciłem z dalekiej podróży!
Cóż, wiesz już, że to nie ten, więc idziesz pod inną skałę, o której przed laty krążyły mity. Wspina się po niej niczego sobie chłopię, demonstrując niezwykłą sprawność. Cóż za kontrast z poprzednim! Patrzysz na niego z prawdziwą przyjemnością i zastanawiasz się, czy by nie?… Z pewnym zdziwieniem konstatujesz, że po zjeździe facet zaczyna robić tę samą drogę od nowa. Kiedy przystawia się do niej po raz piąty-odwracasz się z niesmakiem na pięcie i idziesz szukać dalej.
Oto do Lotników przystawia się istny ciężarowiec, umięśniony niczym kulturysta, buły z żelaza. Obwieszony hakami i kostkami nie może oderwać siedzenia od ziemi. Zawziął się jednak widać, bo coraz zajadlej atakuje ścianę. No, wreszcie udało się! Wisi z miną pełną triumfu w przewieszce i usiłuje wpiąć w haka trzymany w zębach karabinek. Niestety, ziemia aż zadudniła pod ciężarem spadającego cielska. Zmaganiom tym przygląda się wątły staruszek z pieskiem. Bez słowa, z lekkością motyla pokonuje Lotniki na żywca. Ciężarowiec przypatruje się temu z otwartymi ustami. No nie, nie będziesz przecież uderzała do pana, który mógłby być Twoim dziadkiem, nawet gdyby pokonywał VI.4!
Odchodzisz więc szybko, aliści dogania Cię bliżej nie znany Ci młodzian. Z jego słów wnioskujesz, że jest to nie byle jaka osobistość w świecie wspinaczkowym:
– Kosiłem właśnie VI.3 – mówi.
– No wiesz, tam! – tu nieokreślony ruch ręką…
– Przechwyt, nachwyt, podchwyt
Dup! Ale to nic! Zaczynam od nowa: przechwyt, nachwyt, szpagat – strzeliłem ręką do takiej dziurki na paznokieć, ale tam siedział jakiś robaczek i ugryzł mnie w palec – więc znowu dup! Ale nic się nie przejmuję – znowu przechwyt, nachwyt, szpagat – patrzę – w górze szczelinka jak niteczka, więc wsadzam paznokcie – uff! – wciągnąłem się i…
Nie słuchasz już, czy dupnął, tylko pędzisz przed siebie z obłędem w oczach i zastanawiasz się, jak długo jeszcze mogłabyś słuchać tej paplaniny bez obawy, że wsadzą Cię w kaftan bezpieczeństwa i odwiozą do domu wariatów.
Zziajana zatrzymujesz się przed wspaniałą, przewieszoną skałą. Pod nią grupa rozgorączkowanych widzów. Widać łoi się jakiś wielki problem. I rzeczywiście: – zadzierasz głowę – a tam… Mężczyzna Twoich snów lekko niczym piórko pnie się w górę, jakby nie istniało dla niego prawo ciążenia. Miałżeby to być ten?… Serce bije Ci niczym młot, kiedy wspinacz wśród ogólnego aplauzu towarzyszy dotyka stopami ziemi. Wraz z nimi udaje się pod następną, równie trudną ścianę. Lecz cóż to?! Cóż wyprawia wybranek Twego serca? Cóż znaczyć mają te głębokie pokłony przed skalą, te pocałunki składane na niej, niczym na ustach kochanki, te znaki tajemne czynione po wielekroć?
Mieląc w ustach przekleństwo, niegodne niewinnego dziewczęcia, pod adresem uciekinierów z Kobierzyna przysięgasz sobie zapisać się w następnym tygodniu do sekcji żeglarskiej AZS.
Be-Be