Osiem lat temu w amerykańskim piśmie „Climbing” opublikowano kilka mrożących krew w żyłach zdjęć. Jeden z obrazków przedstawiał bosego faceta uczepionego w przewieszoną ścianę dziesięć metrów nad asekurującym go partnerem. Lina pomiędzy nimi układała się wolno w powietrzu. Podpis brzmiał: „Dwóch Niemców w typowej sytuacji – wspinacze na Knirpelwand”. Na drugim obrazka jakiś gość tkwił w pionowej rysie poprzecinanej okapami. Pod spodem wyjaśniano, że to sam Henry Barber sieka „Rost-ckack” – 5.11-kę zrobioną w 1952 roku; podobnych zdjęć było kilka. Był to fotograficzny plon wizyty ówczesnej czołówki amerykańskiej (Barber, Wunsch, Hatch) w okolicach Drezna. Od tej pory piaskowce nadłabskie stały się obowiązkowym punktem w programie tzw. „visiting climbers”. Jeździ się tu zarówno z RFN (Albert, Güllich), Francji (Droyer) jak i Australii (Carrigan).
Wspinaczkowa historia tych skałek zaczęła się w 1864 roku od zdobycia Falkensteina koło Bad Schandau. Wcześniej wchodzono na niektóre trudniej dostępne akały, na paru znajdowały się kryjówki tzw. „raubritters”, niemniej wspomniane wyżej wejście było pierwszym dokonanym z pobudek sportowych, mówiąc inaczej bez konkretnego celu. Sposób wejścia natomiast za sportowy uznany być dzisiaj nie może. Używano drabin, kuto stopnie i chwyty w skale i robiono inne rzeczy przyprawiające rasowego „piskařa” o ciężki rozstrój nerwowy. Wkrótce okazało się, że wejście po drabinach i klamrach na wierzchołek jakiegoś giganta to żadna filozofia, w związku z czym zwyczajowo przyjęto, że do poruszania się w skale może służyć jedynie jej naturalna rzeźba. W owych czasach lina służyła wyłącznie do zjazdu z wierzchołka. Zjeżdżano z haków osadzonych na ołów bądź siarkę w wywierconych uprzednio otworach. Wkrótce podobnych haków zaczęto używać do asekuracji na stanowiskach bądź w otwartych ścianach. Okazało się bowiem, że normalne haki rozkruszają szczeliny, w które są wbijane. Ponieważ wspinano się wyłącznie na trudno dostępne skały, nigdy nie było tu mowy o żadnej „wędce”, a otwory pod haki były wiercone przy pierwszym wejściu i „z pozice cisteho lezeni”. Siłą rzeczy haków tych było niewiele, na ogół do trzech na drodze. Odkryto także, że za zaklinowane bloki i wystające grzyby skalne można zakładać pętle, podobnie pętlę z węzłem można zaklinować w silnie zwężającej się szczelinie. Okazało się, że te sposoby asekuracji są jedynymi nie niszczącymi miękkiego piaskowca. Do dzisiaj nie wymyślono nic nowego w tej dziedzinie.
W 1906 roku zdobyte już były prawie wszystkie wybitniejsze baszty skalne, takie jak Schrammtor, Wähter, Barbarine, Jungfer i Teufelsturm. Maksymalne trudności dróg wejściowych na te skały nie przekraczały VII b, niemniej wszystkie przechodzi się z kiepską asekuracją. Ze Starej Drogi na Teufelsturm wycofałem się w 1980 roku z powodu trudności. Okazało się, że jest wszystko jedno, czy na półkę zasłaną blokami spadnie się razem z liną nylonową, ozy sizalową, w uprzęży „Don Whillans”, czy będąc związanym liną w pasie, skoro służy ona tu wyłącznie do zjazdu z wierzchołka.
Większość dróg tego okresu jest dziełem Rudolfa Fehrmanna i Amerykanina Oliviera Perry-Smitha. Szczególnie ten ostatni wyrastał umiejętnościami i pomysłowością ponad swoje czasy. W jednym ze swoich artykułów poświęconych Saksonii, Barber cytuje anegdotę charakteryzującą tego wspinacza: podczas knajpianej rozmowy któryś z przyjaciół Perry-Smitha wspomniał pewien problem wspinaczkowy wyrażając gotowość pójścia o zakład, że nie zostania on nigdy zrobiony. Zakład został przyjęty, butelka dokończona i wszyscy „w stanie wskazującym na spożycie” udali się pod ową skałę. Perry-Smith wszedł w drogę; w najtrudniejszym miejscu zatrzymał się wykuwając w skale swoje inicjały (rzecz niedługo już potem niedopuszczalna), po czym spokojnie dokończył wejście. Droga ta nie miała powtórzenia przez 20 lat. Oczywiście ekscesy te były dobrze przygotowane. „Alpinismus” zamieścił swego czasu zdjęcie Perry-Smitha pakującego na kamiennym murze swego rancho w Stanach. To wiele wyjaśnia.
Po okresie „alpinizmu zdobywczego” przyszła pora na wielkie rozwiązania ścianowe. W 1918 roku Emanuel Strubich przeszedł Zachodni Kant na Wilder Kopf, robiąc tym samym pierwszą w Saksonii drogę o trudnościach VIIIa. Ponieważ drezdeńskie VIIla odpowiada mniej więcej VII w skali UIAA, droga ta jest uznana za pierwszą na świecie siódemkę. W 1920 roku Otto Dietrich przebył Westkante na Falkensteinie drogą, która wraz ze swoim prostowaniem z 1956 roku uchodzi za symbol wspinania w piaskowcu. Jeden z artykułów w „Alpinismusie” został w całości poświęcony tej drodze. W 1922 roku Hans Rost przeszedł Rostkante na Hauptwiesenstein, jedną z pierwszych „ósemek b”. Z drogi tej wycofał się podczas swojej wizyty Henry Barber, motywując to tym, że „nie przywykł chodzić dülferem po narożniku domu”. W 1924 roku padały takie drogi jak Wysoka Ściana na najbardziej znanej igle skalnej w Saksonii – Barbarinie, zrobiona przez późniejszego eksploratora Hejszowiny Alfreda Hermanna oraz Rysa Wiessnera na Friensteinie.
Wszystkie te przejścia zrobione były zgodnie z zasadami sportowej wspinaczki w piaskowcu, opracowanymi i opublikowanymi przez Rudolfa Fehmanna w 1908 roku. Właśnie dzięki tym zasadom wspinaczka w piaskowcu została uznana przez „resztę świata” za zajęcie dla samobójców. Trudno się dziwić. Narażanie swego organizmu w imię czystości stylu i dbałości o skałę mogło w owych czasach być niezrozumiałe!
W 1938 roku mamy już pod Dreznem sporo „ósemek b”, takich Jak Schrammforwächter Nordwand i Wilde Zinne Gemeinschaftswes. Podczas zdobywania pierwszej z nich osadzono aż pięć haków. Okazało się to nie do pogodzenia z czystością stylu (minimalna odległość między hakami wynosić powinna 5 metrów), to też wkrótce dwa z nich usunięto. Jest to postępowanie dla nas niezrozumiałe, niemniej dzięki niemu trudno zdeklasować wielkie problemy.
Obok śrubowania trudności i rozwiązywania „ostatnich wielkich problemów” wspinacze sascy podjęli przed wojną szeroką działalność eksploracyjną w piaskowcach leżących poza doliną Łaby. Na pierwszy ogień poszły Łużyce – Zittauer Gebirge i Lučicki Hory, później Dubské Skály, wreszcie Adrspach i Hejszowina (Góry Stołowe).
Druga wojna światowa przyniosła kolejną „zmianę warty” wśród czołówki drezdeńskiej. Braki w sprzęcie spowodowały powrót do tradycji wspinania się boso. Do połowy lat pięćdziesiątych padła większość sławnych dziś rys – Dreifingerturm Ostriss (Harry Rost), Freier Turm Talweg (Herbert Wünsche), Schwager Talweg (wspomniana na wstępie „Rost Crack”).
Trudne rysy, szczególnie tzw. Szerokie Rysy” (rysy szersze od pięści, do których nie można jednak wsunąć bioder) są saską specjalnością. Ponieważ ścianki ich są na ogół gładkie, o asekuracji z węzłów przeważnie nie ma mowy. Według „piskařy” rysa – to po prostu nieprzerwany ciąg stopni i chwytów, więc wylecieć z niej nie można. Stąd też mała ilość haków w rysach (np. na w. w. drogach tylko po 2). Zatem uwaga! – w piaskowcu mamy do czynienia z sytuacją odwrotną niż w innych skałach – najtrudniej asekurować się tu w szparach, najłatwiej na ściankach. Ponieważ rysy wymagają użycia skomplikowanych technik klinowania się, drogi nimi prowadzące stawiają największe wymagania dla gości.
Mimo tego, że Saksonia jest chyba jedynym rejonem wspinaczkowym, w którym „nie sprzęt się wspina, ale człowiek”, wprowadzenie lin nylonowych spowodowało i tu rewolucję. Można już było sobie pozwolić na ostrzejsze loty, zaś cienkie i mocne pętle nylonowe znacznie rozszerzyły możliwości asekuracji. Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Wkrótce wspinacze tacy jak Lothar Brandler, Dietrich Hasse, Karlheinz Gonda, Wulf Soheffłer i Herbert Richter pokonali pierwsze „ósemki c”, spośród których najsławniejsza jest Fledermausweg na Sommerwand. Niestety, ze względu na zaostrzenie się sytuacji politycznej większość z tych wspinaczy wyemigrowała na Zachód. Gonda zginął na Eigerze, Soheffler szalał w Wilder Kaiser, zaś Brandler i Hasse oblegali direttissimę Cima Grande di Lavaredo.
Na placu boju pozostał tylko Richter. Wkrótce osłabły mocno kontakty Saksonii z „resztą świata”. 0 rejonie tym w pewien sposób zapomniano, mimo że następne pokolenie (Kurt Richter, Günter Kalkbremmer, Frits Eske i inni) nie próżnowało. W 65 roku robiono tu już „dziewiątki a”. Niebawem dokonano bardzo istotnej zmiany zasad dokonywania pierwszych przejść. Dopuszczono bowiem możliwość czynnego użycia założonej w skale pętli przy osadzaniu haka. Miało to dwojakie konsekwencje. Po pierwsze otworzyło możliwości asekuracji w dużych ciągach trudności. Po drugie doprowadziło do użycia każdego haka jako punktu odpoczynkowego. Wszystko to pozwoliło na „zaatakowanie” problemów nowego wymiaru.
Gdy prześledzimy uważnie wykaz przejść z tamtego okresu zauważymy, że wśród licznych partnerów Herberta Richtera znajdował się Berndt Arnold. Był to początek zdumiewającej kariery tego wspinacza. Począwszy od końca lat sześćdziesiątych aż do dzisiejszego dnia nadaje on ton wspinaczce nad Łabą. Wykaz dróg jego autorstwa stanowi streszczenie historii ostatnich kilkunastu lat. Meuverturm Lineal IX a – 1970, Freier Turm – Feuerwand IX b – 1973, Normengärtner Wand der Abersdröte IX b – 1976, Grosser Wehlturm Direkte Superlative IX a – 1979, Falkenstein Seifenblase X a? – 1982, to tylko najbardziej znane spośród kilkuset dróg poprowadzonych przez Arnolda. Jak widać postępuje on zgodnie z« swoją dewizą – „Dzień bez wspinania to krok do tyłu”. Większość z tych przejść dokonana została wraz z Gisbertem Ludwigiem, Günterem Lammem, Jürgenem Cruse bądź Wernerem Nolte.
Tu mała dygresja. Jedynym „sztucznym” ułatwieniem stosowanym w piaskowcu jest żywa drabina. Może ona polegać zarówno na lekkim podtrzymaniu nogi prowadzącemu, bądź też przypominać występy zespołu „Los Mortales”. Przy żywej drabinie niedopuszczalne jest obciążenie jakiegokolwiek punktu asekuracyjnego. Stąd też są one czasami dość skomplikowane i odpowiedni dobór zespołu ma tu ogromne znaczenie. Poza tym nie każdy lubi „wyłapywać” kilkunastometrowe loty, o które łatwo na ekstremalnych drogach. Kontuzje asekurujących są podobno w piaskowcu częstsze niż kontuzje lecących. Na zdjęciach często widać, że prowadzący wspina sie z gołą głową, zaś jego partner wisi w kasku na stanowisku. Sama czynność asekuracyjna pierwszego na linie jest tu traktowana nie-zwykle poważnie. To także ma wpływ na wybór partnerów. Ekipa Arnolda wydaje się być wyjątkowo dobrze dobrana.
Bez stałego zespołu wspina sie Manfred Vogel, będący także autorem wielu pięknych rozwiązań. Krok w krok za Arnoldem posuwa się liczna czołówka czeskich „piskařy” Zdenek i Paweł Weingartlowie, Paweł Kripka, Ludek Šlechta i inni mogą zapisać na swoje konto zarówno liczne powtórzenia nowych dróg Arnolda, jak i nowe „dziewiątki” Bracia Weingartlowie powtórzyli nawet jedną z pierwszych „dziesiątek” (nieoficjalnych jak na razie) – Seifenblasse na Falkensteinie.
Jakie jest dziś miejsce piaskowców nadłabskich w światowym „free climbing”? Rejon ten, w którym znajduje sie ponad 1000 wierzchołków wspinaczkowych, na które prowadzi ponad 9000 dróg należy do największych w świecie (dla porównania – w Yosemite jest około 700 dróg). Najostrzejsze drogi nad Łabą ustępują nieco trudnościami czołowym osiągnięciom wspinaczki klasycznej, niemniej charakteryzuje je na ogół wysoka klasa. Dzięki ustaleniu „zasad gry” drogi w Elbsandsteingebirge klasę tę utrzymują latami i tylko tu możemy przekonać się „na własnej skórze” jak naprawdę wspinali się „starzy mistrzowie”. Ale w tym celu jadąc do Drezna musimy zostawić w domu kredę, kostki i nasze zamiłowanie do „wędki”
Jan Fijałkowski