Taterniczek 28
Jak się wspinamy pod Krakowem

Nie jest to bynajmniej pytanie o trudności techniczne awangardowych dróg, ani też o nazwiska lokalnych asów. Chciałbym zająć się czymś innym, mianowicie stylem wspinania. Do podjęcia tego tematu skłania mnie nie tylko chęć czystej refleksji nad tym modnym w piśmiennictwie wspinaczkowym problemem. Jest to poniekąd konieczność wobec szeregu plotek, pomówień a niekiedy i „programowych” artykułów, które powstają w środowisku śląsko-łódzkim.

Co oznacza dla nas pojęcie „ekstremalna wspinaczka klasyczna”? Gdyby zadać to pyta­nie jeszcze trzy lata wcześniej, sprawa byłaby oczywista: Abazy, Sinusoida, Obadi-obada to właśnie to. Długa lista dróg rzędu VI. 3+ i VI.4-, oczywiście przebytych z górną asekuracją. Czas upływa jednak nieubłaganie i to co dla Kaskaderów było oczywiste obecnie wiele straci­ło na aktualności.

Lata 1982-1984 to okres ogromnego wzrostu jakościowego oraz ilościowego przejść z dolną asekuracją. Śmiało rzec można, iż obecnie prowadzenia przewyższyły już poziom repre­zentowany przez Kaskaderów na wędkę (z wyjątkiem Ryszarda Malczyka). Pewnym symbo­lem tego stanu rzeczy mogą być przejścia z dolną asekuracją czołowych dróg tamtej epoki: Abazego i Obadi-obada.

Dużej zmianie uległa i wciąż ulega forma rywalizacji. Obecnie osiągnięcia mierzy się coraz częściej poziomem prowadzeń, a pokonanie drogi na wędkę jest uważane za preludium do ewentualnego jej przejścia z dolną asekuracją. Można odnieść wrażenie, że już właściwie tylko krok dzieli środowisko krakowskie od uznania wspinaczki z dolną asekuracją za tę „właściwą”. Czy krok ten będzie zrobiony? Czy niezwykle silna pod Krakowem tradycja traktowania jako klasycznych dróg pokonanych na wędkę, zostanie obalona? Na przeszko­dzie stoi ponad piętnaście lat nieustannego śrubowania poziomu wspinania z górną asekuracją. Należy być zresztą świadomym, że obecne sukcesy zawdzięczamy doświadczeniom tamtych lat, kiedy narodziło się przekonanie o nieograniczoności postępu we wspinaniu klasycznym.

Jest rzeczą znamienną, że przy intensywnym ruchu wspinaczkowym nie padła pod Kra­kowem od 1982 roku do jesieni 1984 r. żadna droga w stopniu VI.5. Niektórzy wróżą tym samym koniec ekspansji Nowej Fali, zatrzymanie się poziomu itd. Osobiście sadzę, że przyczy­na leży w zwróceniu się ku prowadzeniom, bardziej przecież absorbującym siły i czas niż wędka. Nie uważam jednak za celowe programowe zwalczanie wędki, jak to czynią niektórzy wspinacze ze środowiska śląsko-łódzkiego (chociaż robią to wcale niekonsekwentnie). Nie sądzę bowiem, aby to co leży w czystej teorii, choćby nawet zostało zapisane w regulaminach miało szansę przyjąć się w anarchicznie usposobionym światku krakowskich wspinaczy („anarchiczny” bynajmniej nie ma dla mnie znaczenia pejoratywnego, wręcz przeciwnie).

A wiec dolna asekuracja – nie ma chyba drugiego takiego tak wieloznacznego pojęcia w terminologii wspinaczkowej. Oczywiście rzecz w stylu prowadzeń. Teoretycznie rzecz biorąc krytyka stylu większości krakowskich przejść z dolną asekuracją jest słuszna. Większość poprowadzonych pod Krakowem dróg jest wspinaczom znana z okazji przebycia ich na wędkę. Nie jest to zawsze celowe patentowanie, ale często bywa to po prostu rezultatem wcześniejszej działalności w okresie bezkrytycznej apologii wędki. Cóż, pozostaje rzeczywiście przy­znać się i uderzyć w pierś, że o ile może nie nauczyliśmy się od „łodzian” programowego ata­kowania dróg z dolną, to w każdym razie zaczęliśmy robić to nieco później. Niestety, wielu znakomitych technicznie wspinaczy krakowskich wciąż hołduje zasadzie poznania drogi przed przebyciem jej z dolną asekuracją w przypadkach zupełnie bezcelowych, np. gdy są na niej stałe przeloty, albo gdy asekuracja wyklucza większe ryzyko.

Bardzo niekorzystną rolę odgrywa tutaj krakowski zwyczaj (nie styl!) wymagający dla zaliczenia prowadzenia przejścia drogi bez odpadnięcia. Tym też można wytłumaczyć niechęć ”krakusów” do stosowania „yo-yo” i oblężeń dróg. Pozostaje więc apelować do nas samych, abyśmy w miarę możliwości atakowali drogi od razu z dolną. W miarę możliwości, albowiem krytycy w rzeczywistości prze­chodzą w tym stylu tylko drogi z dobrą i nieskomplikowaną asekuracją (te trudniejsze). Patentowanie pozostawiajmy dla dróg z iluzoryczną asekuracją o wielkich trudnościach tech­nicznych.

Sporo dróg prowadzonych przez krakowian padło po rozeznaniu także metod asekuracji. Jest to bardzo przez „łodzian” krytykowany sposób. Nie ukrywam o wiele niższej wartości takich metod od stylu „clean”, niemniej warto spojrzeć na drogi, na których je zastosowano. Są to z reguły formacje nienaturalne dla użycia kości, głównie płyty. Jako przykła­dy można tutaj podać Kakofonię w Dol. Będkowskiej, lewy filar Wielkiej Wierzchowskiej Tur­ni, Krakowskie Derby na Podzamczu. Z racji iluzorycznej asekuracji, połączonej z dużymi trudnościami technicznymi drogi te nie mają odpowiedników przebytych w stylu „clean”. Tak więc widzimy, że niektóre punkty krytyki mają wymiar czysto teoretyczny, jak dotąd nie poparty argumentami praktycznymi.

Kolejny problem będący kością niezgody między krakowianami a ich antagonistami, to kwe­stia prowadzeń dróg na stałych, uprzednio zainstalowanych przelotach. Od razu może rozwie­ję złudzenia co do wielkiej ilości takich dróg. Obecnie pod Krakowem są tylko cztery drogi przebyte w tym stylu. Nie należy ich mylić z popularnymi drogami, na których po wielokrot­nych przejściach z dolną asekuracją zainstalowano komplety przelotów. Nie cenię sobie wyso­ko stylu „pre-protection”, uważam jednak jego zastosowanie za uzasadnione na drogach po­zbawionych naturalnych możliwości asekuracji. Wydaje mi się, że jak dotąd nie stosujemy pod Krakowem stylu „pre-protection” zbyt pochopnie. Musimy jednak zdać sobie sprawę z odmienności naszego podejścia – w innych rejonach dróg bez możliwości asekuracji nie pro­wadzi się.

Użycie haków skalnych, kolejny punkt sporny. Duże w latach 1981-1982, obecnie jest pod Krakowem znikome. Tak np. na kilkanaście dróg, które poprowadziłem na wiosnę tego roku w Dolinkach użyłem tylko czterech haków skalnych. Jak widać na przykładzie nie są to ilości duże a na pewno daleko do stanu rzeczy jaki chciałby widzieć w swej wypowiedzi dla Bularza Marek Płonka. W odróżnieniu od północnej Jury instaluje się komplety przelotów na popularnych drogach.

Kilka słów chciałbym wreszcie poświęcić mentalności „krakusów”. Środowisko to ce­chuje przede wszystkim duża niechęć do narzucania sobie jakichś sztywnych reguł stylu kla­sycznego. Trudno dociec co jest tego przyczyną, być może brak idoli, którzy forsują swoje przekonania. W każdym razie próba wprowadzenia reguł będących wprawdzie tylko kompila­cją zwyczajów, skończyła się całkowitym fiaskiem. W ogóle pod Krakowem znacznie mniej czasu poświęca się na dyskusje, a Zakrzówek wrze cichą, acz wytężoną pracą. Stając pod ścia­ną nie mamy raczej wątpliwości czy etycznie jest na nią uderzyć. Mówiąc jednak o poglądach warto zauważyć, że o ile „łodzianie” pojmują wspinaczkę sportową tylko jako wspinaczkę w skałkach, o tyle „krakus” traktuje ją znacznie szerzej. Świadczy o tym działalność górska np. Andrzeja Marcisza, Tomasza Klimczyka, Władysława Vermessy’ego, Wojciecha Bryły.

Kończąc swoje uwagi pragnąłbym nadmienić, że moim celem nie było bynajmniej podnoszenie rękawicy w dyskusji o stylach. Dyskusję tę w gruncie rzeczy uważam za absurdalną, przynajmniej w tej formie , w jakiej uprawia się ją w naszym kraju. Mimo jałowych godzin spędzonych na dyskusjach i oratorskich popisach, nie miałem nigdy wątpliwości, czy w danym momencie wspinam się klasycznie, czy już nie. Być może będzie to trudne do zrozumienia dla zatwardziałych „teoretyków”, ale dla mnie tam kończy się wspinaczka klasyczna, gdzie kończy się piękno.

A oto krótki przegląd stylów wspinania stosowanych przez wspinaczy krakowskich:

a) „Styl czysty” (clean)

Przejście drogi bez uprzedniego poznania na wędkę czy ze zjazdu. Wszystkie punkty ase­kuracyjne (przeloty) zakłada się podczas wspinaczki. Nie dopuszcza się odpadnięć, a droga musi być przebyta jednym cięgiem.

b) „Znając”

Styl ten niezbyt szczęśliwie zwany przez krakowian „All free” dopuszcza znajomość drogi, jej lustrację lub poznanie sposobów asekuracji. Punkty asekuracyjne muszą być jednak instalowane podczas wspinania, a droga przebyta jednym ciągiem bez odpadnięć.

c) „Styl oblężniczy” („yo-yo”, „siege climbing”)

Dopuszczony jest zjazd na stanowisko, zmiana prowadzącego, lub odpadniecie. Wspina­czka musi być wtedy rozpoczęta od stanowiska lub z miejsca gdzie można stać bez uży­cia rąk. Zwykle na drogach jednowyciągowych stosuje się wyciąganie liny z punktów aseku­racyjnych, nie jest to jednak regułą. Styl oblężniczy w skałkach krakowianie stosują rzadko.

d) „Styl francuski’” („pre-protection”)

Wspinaczka na drodze wyposażonej w komplet punktów asekuracyjnych zainstalowa­nych ze zjazdu. Za komplet uważa się już ilość równą połowie ilości przelotów koniecz­nych lub założonych. Wymagane jest przejście jednym ciągiem. Styl francuski stosujemy na ekstremalnych drogach bez naturalnych możliwości asekuracji.

Piotr Korczak