Wszystko ma swój kres i ta prawda dotyczy także i Taterniczka, którego dni właściwie dobiegają końca.
Pojawił się on 1958 roku jako Jednodniówka, a potem Biuletyn Koła Krakowskiego KW, a tytuł Taterniczek przyjął w roku 1963. Wymyśliła go Ewa Śledziewska, a spośród innnych propozycji wybrało jury w osobie Krzysztofa Kozłowskiego (tak, tak! tego od MSW).
Był wtedy Taterniczek młodszym bratem szacownego Taternika, a redaktorzy traktowali jego wydawanie jako świetną zabawę w dziennikarstwo górskie, uprawiane na marginesie zajęć zawodowych. Z czasem jednak zwłaszcza pod koniec lat 80., rozpoczął ewolucję w kierunku „prawdziwego czasopisma” alpinistycznego i intencją redakcji jest dalsze dążenie w tym kierunku. Jednym z kroków na tej drodze, choć nie najważniejszym, musi być zmiana tytułu pisma, którą zamierzamy dokonać już w następnym numerze. Tak więc obecny 39 numer Taterniczka zamyka 32-letni etap w jego historii i jest ostatnim. Osobom spoza naszej branży, a do nich także chcemy dotrzeć, Taterniczeik jawi się najczęściej jako Miś taternictwa. A przecież co by krytycznego nie mówić o naszym aperiodyku, to magazynem dla przedszkolaków na pewno nie jesteśmy.
Jaki będzie nowy tytuł Taterniczka, a w ogóle jakie będzie to nowe pismo? Odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta i brzmi: Góry. Po prostu nic bardziej oryginalnego nie potrafiliśmy wymyśleć. Natomiast druga kwestia jest na tyle niejasna, że wszelkie zapewnienia w tej materii niczym nie różniłyby się od wróżenia z fusów. Jedno tylko możemy stwierdzić z całą odpowiedzialnością — polskim Verticalem z pewnością nie będziemy. Ba, nawet takich aspiracji nie mamy. Chcemy po prostu kontynuować dotychczasową linię pisma, nie rezygnując jednak ze stałego podnoszenia jego poziomu. Czy to się uda pokaże czas.
Winni też jesteśmy naszym Czytelnikom przeprosiny za niedopuszczalną liczbę błędów korektorskich i drukarskich, które znalazły się w dwu ostatnich numerach Taterniczka. Dotknęły one m.in. w sposób istotny tekstu Wojtka Święcickiego o północnej ścianie Eigeru zamieszczonego w numerze 37, ale wszelkie rekordy w tej „konkurencji” pobite zostały w następnym, 38 numerze naszego pisma. Oczywiście całkowitą odpowiedzialność za błędy i niedociągnięcia ponosi redakcja i jakiekolwiek próby zrzucenia winy na tzw. „czynniki obiektywne” byłyby nie na miejscu. Gwoli wyjaśnienia wspominamy tylko, że przyczyną tej pożałowania godnej sytuacji była głównie chęć oszczędnego i szybkiego wydania kolejnego numeru. Okazało się jednak, że oszczędność i pośpiech nie zawsze popłacają…
Tak więc, żegnając Taterniczka zapraszamy na wyprawę w Góry, którą (odpukać!) chcielibyśmy odbyć jeszcze przed wakacjami. .
Krzysztof Baran