Lanckorona i Kalwaria Zebrzydowska
26 listopada 2022
0

Jeśli przy dobrej pogodzie patrzymy z Krakowa na południe, wśród morza pagórków, wzgórz, niższych i wyższych gór można wyłowić wzrokiem dwie, stojące blisko siebie, porośnięte lasem stożkowate górki. To leżące na Pogórzu Wielickim Góra Lanckorońska i Żar. Nie wyróżniają się jakoś szczególnie wysokością, ale kryją na swoich zboczach perły architektury i krajobrazu. Na południowych stokach tej pierwszej rozłożyło się miasteczko Lanckorona, której prawa miejskie nadał Kazimierz Wielki. Nie będę się skupiać tu nad jej ciekawą historią, wspomnę tylko, że w na początku XX wieku stała się dość popularnym letniskiem dla krakowskich mieszczuchów.
W latach 70-tych, gdy zaczęliśmy tam jeździć całą rodziną, okres świetności miała już dawno za sobą. Tylko opadający stromo rynek, pokryty kocimi łbami przyciągał uwagę ciekawą zabudową: kryte gontami, drewniane, pobielane chałupy, z charakterystycznymi podcieniami i naczółkami otaczały go ciasnym pierścieniem. Jednak czas i zaniedbanie zrobiły swoje. Wiele z nich było na skraju ruiny.
Domy w sąsiednich uliczkach przedstawiały się podobnie. Piękne, drewniane pensjonaty, niegdyś tętniące życiem, teraz w większości porzucone, straszyły zapadniętymi dachami i wybitymi oknami. Tylko koneserzy, tacy jak my zaglądali w zakamarki tego, przypominającego nieco filmy o duchach i wampirach miasteczka. No i malarze, szczególnie uczniowie liceów plastycznych i studenci ASP, którzy potrafili docenić drzemiące w nim piękno, przyjeżdżali tu na plenery.
A my, siedząc u szczytu kościelnych schodów napawaliśmy się widokiem Babiej Góry i Tatr, dobrze widocznych w pogodne dni. Ścieżka w bukowym lesie prowadziła nas do ruin zamku rozłożonych na szczycie góry, a porośnięte chaszczami gruzowisko mało już mówiło o jego dawnej świetności. Niestety, nie zachowały się żadne nasze zdjęcia z tamtych czasów, ale od czegóż Internet…

Kawiarnia Arka w starej, odnowionej chałupie

Jeszcze wiele lat po upadku komuny Lanckorona straszyła rozpadającymi się chałupami, ale powoli, powoli, wraz z bogaceniem się społeczeństwa zaczęła odzyskiwać dawny blask. Coraz więcej drewnianych domów i willi było remontowanych, a niektóre z nich uzyskały nową funkcję. Między innymi przy ulicy Świętokrzyskiej 101 mieści się dziś w odnowionej chałupie jedna z najpiękniejszych chyba w Polsce kawiarnia Arka. Nawet najlepsze zdjęcie nie odda jej uroku i atmosfery, nie mówiąc o jedzeniu… Koniecznie należy wstąpić tu na pyszne ciasto, naleśniki, lub jajka na szpinaku i bekonie. A potem wpaść do dwóch warsztatów ceramicznych. W tym na wprost Arki można zaopatrzyć się w różnej maści i wielkości koty, w drugim, nieco poniżej kawiarni, straż przy wejściu pełnią wdzięczne anioły, a w środku… To trzeba zobaczyć!
Odżyły pensjonaty, choć warunki w nich często są dość skromne. Nie każdy pokój ma własną łazienkę, a korytarze bywają bardzo ciasne. Ale cóż, konserwator nie zezwoli na zmiany. Może to i dobrze, że gdzieś zatrzymał się czas…
Warto zarezerwować nocleg w przedwojennej willi Tadeusz, zagubionej w leśnej głuszy. Należała i należy dziś do rodziny Lorenzów, której losy wiążą się z Legionami Piłsudskiego. Wśród zabytkowych mebli można znaleźć wiele pamiątek związanych z Marszałkiem. Drewniana willa, otoczona parkiem, będącym małym ogrodem botanicznym, posiada nawet własny basen, pamiętający lata 20-te.
Wiodąca przez las ulica Zamkowa prowadzi do ruin zamku, który na szczęście nie został odbudowany, ale z pietyzmem zabezpieczony, nie odarty z romantyzmu.
Lanckoroński rynek na początku XXI wieku uzyskał nową szatę. Podzielono go na tarasy niskimi murkami a kocie łby zastąpiono równo ułożonymi kamieniami. Pojawiły się trawniki i niskie krzewy. Jest nowoczesny i schludny, ale czegoś mu brak…

Rynek w Lanckoronie w nowym wydaniu

Można zjeść tu lody, zaopatrzyć się w naprawdę gustowne pamiątki, zapoznać się z historią Lanckorony w Izbie Muzealnej…
Wraz z postępującymi zmianami w Lanckoronie pojawili się ludzie, ba, tłumy ludzi obsiadających tarasy na rynku, tłoczących się w wąskich uliczkach. Cicha dotąd mieścina (a właściwie wieś, bo prawa miejskie utraciła jeszcze przed wojną) zamieniła się w weekendy w hałaśliwe targowisko, z którego uleciały już gdzieś dobre duchy przeszłości.
Tylko w środku tygodnia można tu jeszcze zażyć odrobiny spokoju i napawać się urokiem tego miejsca. I nam się to udało w którąś pogodną jesienną środę 2021 r. Niech zdjęcia zatrzymają, co ulotne…
Być może duchy przeszłości przeniosły się do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie na początku XVII wieku Mikołaj Zebrzydowski powodowany skruchą za liczne zberezeństwa rozpoczął budowę klasztoru oo. Bernardynów i kalwarii złożonej z około 40 barokowych kapliczek rozrzuconych na górze Żar, w cudownym krajobrazie łąk i bukowego lasu. Można godzinami spacerować po Dróżkach Matki Bożej i Pana Jezusa, modlić się, medytować, wsłuchiwać w ciszę, lub po prostu kontemplować wyjątkową scenerię i przyrodę.
Z tą ciszą bywa różnie. Nie dla każdego modlitwa oznacza cichą rozmowę z Bogiem. Przybywające tu niemal każdego dnia grupy pielgrzymkowe, zaopatrzone w głośniki, wyśpiewują pieśni religijne fałszując niemiłosiernie, przekrzykując się wzajemnie, tworzą kakofonię wołającą o pomstę do nieba.

Kapliczki w pobliżu kościoła Grobu Matki Bożej

Dwa razy w roku Kalwaria przeżywa prawdziwe oblężenie: to Wielkanoc, kiedy odbywają się Misteria Paschalne i święto Wniebowzięcia NMP. To esencja tego miejsca, uroczystości, w których warto wziąć udział lub choćby popatrzeć.
W tą jesienną środę 27 października 2021 nie ma jakichkolwiek uroczystości, spokoju nie zakłóca też żadna pielgrzymka. Podobnie zresztą w czasie całej pandemii, a bywaliśmy tu wielokrotnie, spotykaliśmy jedynie nielicznych zwiedzających. Idziemy więc alejami wśród brązowiejących, wiekowych dębów od kapliczki do kapliczki odprawiając nasze małe rytuały: przy „Pałacu Heroda”, na ambonie kapliczki podpisanej „Niewiasty”, przy sadzawce „Betsaida” czy na chórze kościoła Grobu Matki Bożej. Spacer kończymy przy Moście na Cedronie (czyli Skawince).

Oto niewiasty głoszą światu Dobrą Nowinę…

Obowiązkowo trzeba jeszcze odwiedzić Bazylikę Matki Boskiej Anielskiej i Plac Niebiański, gdzie na straganie sięgamy po odwieczne bezowo-waflowe miśki, którymi raczymy się podczas każdej wizyty w Kalwarii. Niestety, dawno już znikły wielkie słoje z kiszonymi ogórkami.
Jeszcze rzut oka na charakterystyczne, drewniane budynki stojące wzdłuż jednej z pierzei Placu Niebiańskiego, a służące niegdyś odwiedzającym sanktuarium pielgrzymom, teraz grożące zawaleniem i służące za mieszkanie tylko okolicznym kotom. Pora wracać, ale magia tego miejsca sprawia, że znów tu zaglądniemy.

Tekst Barbara Baran,   zdjęcia Krzysztof Baran

Poniżej mała galeria zdjęć, głównie z naszej ostatniej wycieczki, a także kilku wcześniejszych.