Łojanci lat 70-tych – spotkanie pierwsze rok 2000
19 listopada 2015
0

ŁOJANCI LAT 70-TYCH ZNOWU W MOKU

Schronisko w Morskim Oku zwykle pęka w szwach, ale w ten piękny październikowy weekend (7- 8 X) doprawdy trzeszczało bardzo niepokojąco. W tych bowiem dniach odbyło się organizowane przez Glajzę – Elę Fijałkowską i Krzysia Pankiewicza spotkanie „Łojantów lat 70-tych”. Rozpoczęło się ono co prawda już w piątek, ale główny „nalot” miał miejsce w sobotę rano. Drogą z Palenicy podążały grupy, grupki i samotni strzelcy objuczeni worami – jak za dawnych, dobrych czasów. Hałaśliwym po-witaniom nie było końca.

img014 K. Pankiewicz z Elą Fijałkowską (Glajzą)otwierają zlot
Rok 2000 – K. Pankiewicz z Elą Fijałkowską otwierają Zlot Łojantów Lat 70-tych     Fot. K. Baran

Od końca lat 70-tych minęło już tyle sezonów… Życie rozproszyło tę naprawdę związaną kiedyś serdecznymi więzami (i liną) społeczność, więc nie widząc się często wiele lat przyglądaliśmy się teraz sobie nawzajem, usiłując wydobyć z pamięci dawno zapomniane twarze, zmienione nieco przez nieubłagany czas… Ale przecież poznaliśmy się: wprawdzie Panufnik musiał przedstawić swoje stare zdjęcie z obfitą czupryną, a Momatiuk jakby trochę przytył, ale Wilczyńskiego, Szałankiewicza czy Urbanika można było rozpoznać bez pudła. Stawiła się też wcale liczna delegacja seniorów ze Staszkiem Worwą, Andrzejem Wilczkowskim i Jasiem Słupskim na czele.

Niektórzy całkiem odeszli od wspinania, inni poprzestali na turystyce, jednak spora grupka przepakowawszy plecaki, ruszyła żwawo ku honornym, tatrzańskim drogom z Kazalnicą na czele. Niepotrzebnie martwiła się Glajza, że frekwencja nie dopisze; wieczorem w sobotę brakowało już miejsc nie tylko w pokojach, ale i na podłodze w korytarzach. Liczba zarejestrowanych uczestników wyniosła 151, choć podejrzewam, że było ich znacznie więcej…

img979 W kierunku Białczańskiej Przeł., Wilczyńscy, Basia Baran
Basia Baran, Basia Wilczyńska i Ludwik Wilczyński w drodze na Przełęcz Białczańską     Fot. K. Baran

Gdy sobotnie słońce chyliło się ku zachodowi, zewsząd zaczęli wracać do schroniska Łojanci – a to że spaceru do Dolinki za Mnichem, a to z jakiejś mniej lub bardziej poważnej wspinaczki. O 20.oo rozpoczęła się Wielka Balanga. Serdeczną przemowę wygłosili Krzysiek Pankiewicz, Glajza i Michał Gabriel, zadęto w powitalne fanfary, które jeszcze zresztą wielokrotnie pobrzmiewały wśród zgiełku rozmów i śmiechów. Uczciliśmy też chwilą ciszy tych, których zabrakło w naszym gronie: Ryśka Malczyka, Andrzeja Heinricha, Gienia Chrobaka, Falko Dąsała i wielu innych, którzy odeszli przedwcześnie.
W końcu zgłodniała czereda rzuciła się na pyszną kolację, serwowaną przez schroniskową kuchnię. Lało się też strumieniami czerwone wino, ufundowane przez firmę Pankiewiczów i Grochowskich. Jak zwykle w takich razach nie obyło się bez polityki. Około północy rozdano karty do głosowania z zaszyfrowanymi nazwiskami kandydatów na prezydenta -wszak 7 października był dzień wyborów! Jednak żaden z oficjalnych kandydatów nie cieszył się poparciem. W naszych wyborach bezpardonowo zwyciężył Michał Gabriel, co obwieściły kolejne fanfary i sam Prezydent, ubrany w paradny strój górniczy.

Spotkanie Łojantów Lat 70-tych rok 2000 - Impreza w pełni
Impreza w pełni      Fot. K. Baran

Bacznym i trzeźwym okiem śledził przebieg balangi jeden z naszych, tym razem na toprowskim dyżurze Rysiek Gajewski. Schronisko upilnował – nie spłonęło i nie rozpadło się w posadach od wrzasków, śmiechów i tańców. Ludu będącego pod jego opieką jednakże nie ustrzegł: około pierwszej w nocy jeden z uczestników udał się za potrzebą za pobliski śmietnik, a tam coś kosmatego naskoczyło na niego wszystkimi czterema łapami. Upewniwszy się, że to nie łagodny bernardyn Marysi Łapińskiej tak wesoło z nim igra, pędem udał się do schroniska. W chwilę później kto żyw i jeszcze trzymał się na nogach wybiegł podziwiać niedźwiedzią rodzinę usiłującą penetrować śmietnikowy kontener. Niedźwiedzicy udało się właśnie uporać z żelazną sztabą zamykającą klapę, a trzy niedźwiadki baraszkowały wesoło, gdy dopadła ich hałaśliwa tłuszcza. Trzaskały flesze aparatów fotograficznych, światło czołówek przecinało mrok, ktoś podbiegł, by podać niedźwiedzicy łapę…

I jak tu w takich warunkach można było spożywać kolację? Zniesmaczona mama zsunęła się zgrabnie z kontenera – co wcale nie przestraszyło dzielnych i podchmielonych Łojantów – i szczęśliwie nie czyniąc nikomu krzywdy, drobnym truchtem odeszła w las, a za nią równym rządkiem trzy małe misie. Zrozumiała widać, że siła złego i nic tu po niej. Tak to dostaliśmy tej nocy piękny prezent od natury, a dobry Bóg nad nami czuwał.

I dalej, do białego rana trwała balanga – a na wszystko to patrzyła wyrozumiałym, jak zwykle – okiem przychylna wspinaczom Marysia Łapińska.

A rano? Rano były jeszcze wspólne zdjęcia, ostatnie rozmowy, pożegnania. Ktoś poszedł jeszcze na wycieczkę na Rysy, ktoś na wspinaczkę na Kazalnicę.

I… do zobaczenia, być może za 3 lata! Dziękujemy Marysi Łapińskiej za pełną wyrozumiałości gościnę, a Glajzie i Krzyśkowi za to, że mogliśmy się spotkać i powspominać dawne przewagi.

□ Barbara Baran