Torres del Paine – informacje praktyczne, czyli jak zorganizować wyjazd i nie osiwieć.
W moim trzydziestokilkuletnim życiu miałam szczeście przemierzyć kilka krajów i kontynentów – od Nepalu, przez Japonię i Australię, po kraje byłego ZSRR – ale żadna z podróży nie była tak wymagająca logistycznie i organizacyjnie jak wyprawa do Patagonii, a szczególnie do jej chilijskiej części. Dlaczego? Wszystkiemu winna polityka ograniczenia ruchu turystycznego w parku Torres del Paine. Zanim – próbując zarezerwować nocleg na słynnym trekkingu – wpadniecie we frustrację i będziecie z dużym nasileniem wyrzucać z siebie słowa powszechnie uznane za obraźliwe, warto dowiedzieć się dlaczego tak się stało – ja osobiście żałuję, że zrobiłam pogłębiony research dopiero post factum 🙂
Patagonia – kraina geograficzna leżąca na terenie Argentyny i Chile. Kraina wiatru i kapryśnej pogody. Lodowców i niesamowitych formacji skalnych. Raj dla trekkerów, wspinaczy i fotografów. Marzenie wielu. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, że jeszcze przed 1980 rokiem Park Narodowy Torres del Paine odwiedzało tylko 6 tysięcy turystów rocznie (dziś jest to około 260 tysięcy!). Dzika i egzotyczna, była poza turystycznym mainstreamem. Wszystko zmieniło się w 1978 roku gdy Tores del Paine zostało wpisane na listę rezerwatów biosfery UNESCO, co zwróciło na niego uwagę dużo szerszej publiczności. Wprost proporcjonalnie do ilości ludzi wzrosła ilość problemów. Oprócz rozdeptanych szlaków i tłumów na kempingach, park musiał zmagać się z takimi katastrofami jak awaria kanalizacji w schroniskach (skażone rzeki, wody gruntowe) i pożary. Na przestrzeni ostatnich 30 lat wybuchły 3 ogromne pożary, w których spłonęła w sumie prawie ¼ parku. We wszystkich przypadkach powodem było zaprószenie ognia przez nocujących na dziko. Odpowiedzią władz parku była chęć ograniczenia ruchu turystycznego przez wprowadzenie systemu rezerwacji noclegów, który dla mniej cierpliwych osób (jak ja…) jest wyzwaniem.
Co w tym takiego trudnego? Liczba miejsc na kempingach jest bardzo ograniczona, trzeba je rezerwować z bardzo dużym wyprzedzeniem na 3 różnych (nie intuicyjnych!) stronach internetowych. Jak się za to zabrać? Mam nadzieję, że na większość waszych pytań odpowie dalsza część tego artykułu. Do dzieła:
- Wybór trasy
To jest pierwsze pytanie na które musimy sobie odpowiedzieć, planując wizytę w Torres. W zależności od czasu i naszego upodobania do długich nocy pod namiotem, mamy do wyboru 3 warianty:
(pełna mapa dostępna pod linkiem: https://torresdelpaine.com/wp-content/uploads/2017/08/Mapa2017-2018.pdf )
- W-Trek – Najkrótsza i najpopularniejsza trasa (3 – 5 dni), umożliwiająca zobaczenie najważniejszych rzeczy w parku (Lodowiec Gray, Valle Francés i Torres del Paine). Polecana dla wszystkich z ograniczeniem czasowym i dla początkujących trekkerów. Kampingi są rozmieszczone o dzień drogi i można w nich kupić wszystko co potrzebne, nie ma żadnych trudności technicznych czy długich, stromych podejść. Ceniący wygodę mogą zarezerwować nocleg w schronisku lub wynająć namiot na kempingu. Jest też możliwość zamówienia wyżywienia. Niestety jest to też trasa najbardziej oblegana, więc oprócz tłumów na szlaku przygotuj się na to, że miejsca w schroniskach i kempingach trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Trasa: kempingi Chileno lub Central -> Frances lub Italiano -> Paine Grande -> Gray -> powrót promem do Salto Grande
Tą trasę można zrobić też w przeciwnym kierunku i zacząć od przepłynięcia promem do Paine Grande:
Trasa: Gray -> Paine Grande -> Frances -> kemping Chileno lub Central
- O circuit – to trekking dla tych, którzy oprócz większej ilości czasu (8 dni) posiadają też doświadczenie i kondycję fizyczną (odległości między kempingami to 6 – 8 godzin marszu). Kempingi są skromniejsze (co nie znaczy, że tańsze!), niż te na trasie W, ale oprócz Paso i Italiano, w każdym można zarezerwować nocleg w skromnym schronisku lub pod wynajętym namiotem, czekającym już na nas na miejscu. Należy również, pamiętać, że tę trasę pokonujemy tylko w jednym kierunku (przebieg zaznaczony na mapie). W nagrodę za te małe niedogodności dostajemy w prezencie możliwość podziwiania trochę bardziej dzikich i mniej zatłoczonych rejonów parku. Na tej trasie mamy do wyboru 3 warianty, w zależności od tego, które noclegi chcemy (uda nam się) zarezerwować:
- Wariant 1: Central lub Chileno -> Serón -> Dickson -> Los Perros -> Paso -> Paine Grande -> Italiano -> Chileno lub Central
- Wariant 2: Central lub Chileno -> Serón -> Dickson -> Los Perros -> Gray -> Paine Grande -> Frances -> Chileno or Central
- Wariant 3 – Paine Grande -> Frances -> Central lub Chileno -> Serón -> Dickson -> Los Perros -> Gray
My wybraliśmy wariant 1, startowaliśmy z Central.
- Wariant – Q – większość trasy pokrywa się z O, ale startujemy z Lago Phoebe.
Jeśli chcemy zobaczyć Las Torres to najlepiej zrobić to w pierwszy dzień i wyjść na wschód słońca po noclegu w Chileno.
- Rezerwowanie noclegów
To najbardziej skomplikowana operacja na tej wyprawie. Trzeba ją dobrze zaplanować (najlepiej w excelu!) bo jak już wspomniałam bez rezerwacji nie wejdziemy do parku, a jeśli się spóźnimy i nie stawimy w wyznaczonym dniu to rezerwacja przepada. Dodatkową trudnością jest to, ze kempingi w Toress mają trzech właścicieli i brak wspólnego systemu rezerwacji. Spowodowane jest to tym, że część kempingów leży na prywatnych ziemiach, które właściciele nabyli zanim powstał tutaj park. Przeobrażając się z rolników w hotelarzy, otworzyli agencje turystyczną Fantasticosur (najdroższe kempingi, ale nie da się ich niestety pominąć). Pozostała część podzielona jest między CONAF, czyli władze parku, które oferują darmowe pola namiotowe (tutaj trzeba się spieszyć z rezerwacją bo mają bardzo ograniczoną ilość miejsc i nie można na nich przebywać dłużej niż jedną noc) oraz agencje Vertice, której park wydzierżawił kempingi, nie mogąc sobie poradzić z ilością ludzi.
Za wszystkie noclegi płacimy z góry przy rezerwacji w dolarach amerykańskich (ja płaciłam Revolutem).
Sprawdźcie kilka razy czy wybraliście poprawne daty. My zarezerwowaliśmy jeden kemping podwójnie przez Fantasticosur i odkręcenie tego zajęło nam kilka tygodni i wywołało dużo frustracji…
Grafika poniżej pokazuje podział kempingów:
Jeśli już wybraliście trasę i dokładną datę w której chcecie zjawić się w parku, zaczynamy:
- Fantasticosur – umożliwia bookowanie pojedyńczych noclegów. Jeśli rezerwujemy nocleg dla dwóch osób pod namiotem wybieramy “double site” w ilości 1.
- Vertice – niestety tutaj trzeba zarezerwować wszystkie noclegi jakie nas interesują naraz. Od Los Perros do Grey są dwa dni drogi – jeśli uda nam się zarezerwować nocleg w schronisku CONAFu – niestety system nie pozwala mieć “dziur” w rezerwacjach, więc w Los Perros musimy zarezerwować 2 noce, a następną w Grey. Jeśli tak zrobimy, system uwzględni noc, którą spędzamy w schronisku innej agencji i policzy nam tylko za dwa noclegi.
- CONAF – te kempingi są darmowe, więc warto zarezerwować je dużo wcześniej. My zrobiliśmy to 5 miesięcy wcześniej i wszystkie miejsca, na 2 tygodnie przed wybraną przez nas datą, były już zarezerwowane. Na tych kempingach można przebywać tylko jedną noc. Na chwilę obecną zawierają tylko podstawowe “wygody”, nie ma bieżącej wody ani prądu.
Na większości kempingów mamy wybór między spaniem w “schronisku”, w namiocie wypożyczonym na miejscu czy własnym. Na recepcji przeważnie znajduje się sklepik (wielkość i rodzaj asortymentu zależny od kempingu) gdzie kupimy głównie zupki chińskie, słodycze i alkohole 🙂 Do dyspozycji mamy pomieszczenie w którym schronimy się przed wiatrem i zagotujemy wodę, umywalnie dla naczyń i prysznice przeważnie z ciepła wodą. Z płatnych campingów zimna woda była tylko w Los Perros (tak w istocie to…. lodowata… dosłownie), natomiast na kempingach CONAFu bieżącej wody brak (nie licząc rzeki), a z wygód są tylko “sławojki”. Zauważyliśmy, że zarówno w pobliżu Paso jak i Italiano powstają nowe kempingi, więc niedługo darmowe noclegi mogą zniknąć. Na wszystkich płatnych kempingach można było naładować telefon.
- Ale jak się tam w ogóle dostać?
Artykułów na ten temat powstało wiele, a ciężko też w tej chwili przewidzieć jak będzie wyglądał świat i połączenia lotnicze po szalejącej teraz pandemii. My wracaliśmy z Chile w samym środku tego szaleństwa, więc niestety jesteśmy dużo bogatsi w doświadczenia, pokazujące jak (nie) funkcjonuje ruch lotniczy w obliczu takie zagrożenia.
Do Patagonii z Polski można się dostać na wiele sposobów ale najpopularniejsze są dwa:
- Warszawa -> Frankfurt -> Buenos Aires -> El Calafate – w momencie w którym my kupowaliśmy bilety (listopad 2019) była to najtańsza opcja (ok. 4k na osobę), uwzględniając również dopłaty za bagaż i długość czasu podróży (my lecieliśmy 25h, można było kupić bilety za około 3 200 zł z bagażem, z tym że lot trwał około 40h i więcej). Ta opcja, mimo że tańsza, w naszym wypadku miała duży minus – w obliczu pandemii Argentyna zamknęła momentalnie granicę z Chile, więc nasz lot powrotny przepadł. Warto wziąć to pod uwagę planując wyprawy w przyszłości.
- Warszawa -> Madryt -> Santiago -> Punta Arenas – nie zdecydowaliśmy się na tą opcję bo była droższa niż poprzednia (ok. 1 tysiąc różnicy na osobę), ale z perspektywy ostatnich wydarzeń na pewno byłaby bezpieczniejsza i lot powrotny by nam nie przepadł.
Bilety wyszukiwaliśmy przez Skyscanner i kupowaliśmy na stronach pośredników. Do tej pory korzystaliśmy z wielu pośredników i różnych linii lotniczych i nigdy nie zastanawialiśmy się czy są wiarygodni, ale próba wydostania się z Chile dała nam pewien obraz tego rynku:
- Trip.com – bardzo polecamy! Nawet w obliczu zaistniałej katastrofy obsługa klienta (w języku polskim) działała jak należy i bez problemu odzyskaliśmy pieniądze za loty które przepadły
- Opodo.com – odradzamy! Serwis klienta praktycznie nie istnieje, więc jeśli będziecie mieć jakieś problemy to nie liczcie na pomoc; infolinia nie działa, można się połączyć na czacie z botem (jeśli uda się wam do tego magicznego czatu dostać) i wypełnić formularz z prośba o pomoc/anulowanie biletów/zwrot pieniędzy. Odezwą się na pewno w przeciągu kilku miesięcy 🙂
- Flighttix.com – u nich kupowaliśmy nasze pierwotne bilety. Infolinii dla klienta lub czatu brak; dostaliśmy tylko powiadomienie mailem, że lot był anulowany i środki zostaną zwrócone za kilka miesięcy; proszą żeby się z nimi nie kontaktować i nie odpisywać na maila, odpowiedzi nie będą czytane 🙂
- Jak się przemieszczać na miejscu?
Możliwości podróżowania po tej części świata jest kilka i na pewno każdy wybierze coś dla siebie, w zależności od stopnia umiłowania komfortu i posiadanego budżetu:
- Rower – dla miłośników jazdy pod wiatr w szybko zmieniających się warunkach atmosferycznych. Nie testowaliśmy tej opcji, ale z naszych obserwacji wynika, że taką podróż trzeba bardzo dobrze zaplanować gdyż odległości pomiędzy miasteczkami czy wsiami są bardzo duże, a cały teren przydrożny (też się nam to wydawało niemożliwe…) jest ogrodzony drutem kolczastym, więc ciężko o postój czy nocleg na dziko. Zainteresowani tematem znajdą na pewno informację na licznych blogach.
- Autostop – ten sposób przemieszczania się, także wiąże się z wyzwaniem i testem cierpliwości, gdyż ruch (oprócz turystycznego – autokary) jest raczej niewielki (choć podkreślam, że byliśmy poza głównym sezonem). Jadąc ok. 5h z Calafate do Puerto Natales minęliśmy po drodze tylko kilka samochodów. Na pewno na drogach prowadzących do atrakcji turystycznych szanse na podwózkę będą większe. Chętnych do zgłębienia tego tematu odsyłam tutaj – Autostop w Patagonii
- Samolot – połączenia lotnicze w Ameryce Południowej są (były?) dość tanie (320 zł za 2 osoby na trasie Punta Arenas – Santiago, z dodatkowym bagażem, kupowane kilka dni przed lotem), więc mogą być dobrą alternatywą dla tych którzy chcą się przemieścić na większe odległości i nie tracić czasu. Trzeba tylko zwrócić uwagę, że na stronach większości miejscowych linii można płacić tylko karta kredytową (Revoluta – nawet jeśli jest zarejestrowany jako karta kredytowa, nie obsługują).
- Autokar – był to nasz główny środek transportu i bardzo się sprawdził! Autokary były nowoczesne i odjeżdżały punktualnie, nie można się do niczego przyczepić! Może jedynie do tego, że nie były najtańsze. Bilety autokarowe kupowaliśmy z 3 miesięcznym wyprzedzeniem i nie żałujemy, bo te jadące na trasach głównych atrakcji (np. powrót z Torres) zawsze były pełne. Przewoźnikiem, z którego usług głównie korzystaliśmy był BusSur i sobie go chwalimy. Bilety kupowaliśmy bezpośrednio u nich lub przez pośrednika BusBud, którego szczerze polecamy! Niestety w wyniku pandemii przepadło nam kilka biletów, ale obsługa klienta działała bez zarzutu i otrzymaliśmy zwrot bez problemu. Bilety można też kupić na dworcach. Do planowania trasy i sprawdzenia czym właściwie można w dane miejsce dotrzeć, polecam aplikację Rome2Rio (jest też wersja na komórkę). To już któraś wyprawa, podczas której z niej korzystam i mnie nie zawiodła.
- Samochód – nie testowaliśmy tej opcji ze względu na finanse i logistykę (gdyż planowo chcieliśmy się przemieszczać z trekkingu na trekking), ale na pewno jest to dużo wygodniejsza opcja, umożliwiająca dotarcie w dużą ilość mniej turystycznych miejsc, czy po prostu zatrzymanie się przy drodze i podziwianie widoków. W razie potrzeby może też służyć za miejsce noclegowe!
- Uber – po miastach czy na lotnisko jeździliśmy Uberem
- Różne
- Kwit emigracyjny – wjeżdżając do Chile dostaniecie niepozorną karteczkę będąca kwitem emigracyjnym; strzeżcie jej dobrze gdyż będą jej od was wymagać na kempingach i w hostelach
- Deklarowanie żywności – wjeżdżając do Chile mamy obowiązek zadeklarować całą żywność pochodzenia roślinnego i zwierzęcego jaką mamy przy sobie. Jest to obowiązkowe, jeśli tego nie zrobimy to możemy zapłacić karę. My mieliśmy ze sobą zapas liofów, ale też musli i baliśmy się, że je stracimy. Przy przekraczaniu granicy dostaliśmy deklarację, którą wystarczyło podpisać i zaznaczyć, że deklarujemy żywność. Nie trzeba było podawać rodzajów czy ilości produktów. Bagaże z luku sprawdzał pogranicznik z psem, a bagaże podręczne przechodziły przez specjalny “rentgen”. Pan pogranicznik kazał wybebeszać niektóre. Nam się udało i nie straciliśmy prowiantu!
- Płatności – w sklepach i na dworcach płaciliśmy głównie Revolutem, ale uwaga! Nie dało się nim zapłacić na stronie linii lotniczych (przechodziła tylko karta kredytowa; nawet jeśli mój revolut był zarejestrowany jako “credit”) i wyciągnąć pieniędzy z niektórych bankomatów. Warto zabrać ze sobą dodatkową kartę np. debetową.
- Pogoda – pogodę w tym regionie przewidzieć naprawdę trudno! Mimo zapowiadanego codziennie deszczu i ulewy, podczas pobytu w górach padało tylko raz i to wieczorem 🙂 W niektórych schroniskach możecie znaleźć kartkę z prognozą na następne dni, lecz pracownicy parku zapytani przez nas o pogodę na kolejny dzień mówili: to jest Patagonia, tego nie przewidzisz 🙂 Trzeba się przygotować na mocny wiatr (hardshell obowiązkowy), my mieliśmy szczęście i tylko dwa wietrzne dni, ale jego podmuchy rzucały nas po całym szlaku i naprawdę utrudniały wędrówkę.
- Mapy – do planowania wyprawy używaliśmy jedynej, sensownej mapy, którą można kupić w Polsce (choć niezbyt dokładnej, jeśli chodzi o czasy na szlakach) – wydawnictwa TerraQuest. Moim zdaniem przewodników po tym rejonie nie opłaca się kupować, gdyż są bardzo drogie (ok. 100 – 120zł) i zawierają mnóstwo zbędnych dla trekkersów informacji (np. bary i hotele w miastach). Wszystko co potrzebne znajdziecie w internecie i na licznych forach. Jeśli chodzi o poruszanie się po Torres, na wejściu do parku dostaniecie mapę i będzie ona wystarczająca do tego, żeby się nie zgubić i wiedzieć ile kilometrów i przewyższenia czeka was każdego dnia. Zresztą szlaki oznaczone są naprawdę dobrze!
- Gaz do kuchenek – gaz najlepiej kupić w Puerto Natales. Płaciliśmy ok. 12 zł za 240g gazu, a w Calafate tej wielkości kartusz kosztował ok. 50 zł. Gotując 2 razy dziennie dla dwóch osób (śniadanie, obiad + kawa, herbata) zużyliśmy jeden kartusz w ciągu 5 dni. Używaliśmy kuchenki FireMaple z radiatorem. Jeśli idziecie tylko na 2-3 dni to gazu nie musicie kupować, na campingu Central ludzie zostawiają niewykorzystane kartusze – jest ich naprawdę cała sterta – i śmiało można z nich korzystać.
- Komary i meszki – niesłychane, ale są! Narażeni na nie głównie będą ludzie wybierający się na O. Weźcie ze sobą dobry repelent. My tego nie przewidzieliśmy i meszki pogryzły mnie tak bardzo, że dostałam mocnego uczulenia (chociaż normalnie nie jestem uczulona!), a jadzące się rany zagoiły się dopiero po dwóch tygodniach i uderzeniowej dawce wapna.
- Wi-Fi – dla tych nie mogących żyć bez internetu lub potrzebujących go dla poczucia bezpieczeństwa, istnieje możliwość wykupienia pakietu wi-fi – od 30 min do 10h – nadajniki są dostępne na niektórych campingach (Seron, Grey, Paine Grande, Frances, Central). Nie pamiętam dokładnie kosztów ale były to pakiety za około 25zł – 60min
- Dla fotografów – warto zabrać filtr połówkowy! Ja nie wzięłam i bardzo żałowałam próbując sfotografować lodowce
- Przydatne aplikacje:
- Rome2Rio – o tej aplikacji już wspominałam, ale chciałam powiedzieć więcej, bo niewiele osób ją zna, a naprawdę działa. To trochę jak “Jak dojadę” tylko na skalę światową. Sprawdzimy w niej jak się dostać do konkretnego hostelu, parku narodowego czy miasta.
- Windy – tej appki zazwyczaj używamy do sprawdzania pogody
- Windy Maps – po ściągnięciu mapy offline Torres, to z niej głównie korzystaliśmy, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: “daleko jeszcze…?”
- Maps.me – również polecana do nawigowania na szlakach
- Kalkulator walut – warto 🙂 chyba, że ktoś jest naprawdę dobry z matematyki