Pola lawendowe pod Krakowem?
16 lipca 2016
0

To, że klimat naszej planety ociepla się, to wszyscy wiemy i odczuwamy. Wyrazem tego procesu są choćby coraz liczniejsze w Małopolsce winnice, których już kilka można spotkać pod Krakowem, a dwie nawet w samym mieście na południowych stokach pod Kopcem Kościuszki i klasztorem na Bielanach. Ale żeby zmiany zaszły tak daleko, że możliwa stała się na Jurze uprawa lawendy jak na prowansalskich polach?

Można tak było przez chwilę pomyśleć, gdy 7 lipca br. pojawiliśmy się wśród łagodnych jurajskich wzgórz, kilka kilometrów na północ od Wolbromia. Na opłotkach niewielkiej wsi Miechówka odwiedziliśmy nieczynny już od wielu dziesięcioleci mały kamieniołom. Po wdrapaniu się na szczyt wzgórza mogliśmy się delektować pięknym widokiem na okoliczne, sfalowane pola, ale największą uwagę przyciągnął z łanami pszenicy i … lawendy!

Oczywiście polska Jura to nie Prowansja. Póki co na większą skalę lawendę uprawia się u nas w szklarniach, a potem mieszczuchy sadzą je w swoich ogródkach dla ozdoby. Rolnicy ziółkiem tym roli nie obsiewają. Basia od razu stwierdziła, że to zapewne jakaś roślina uprawiana na paszę. Jak dotarliśmy do „lawendowego” pola okazało się, że to facelia błękitna w pełni swojego kwitnienia, głównie hodowana na nawóz zielony i paszę, ale także bardzo miododajna i czasami mająca ozdobne zastosowania. Zresztą do czegokolwiek by jej nie stosowano, wśród tamtejszych wzgórz prezentowała się znakomicie.

Kolejnym naszym celem tego dnia był zamek w Smoleniu, który w ostatnich latach przeszedł gruntowny lifting. Na szczęście nie była to radykalna odbudowa, jakiej poddano przed kilku laty Bobolice, jedno z najbardziej malowniczych Orlich Gniazd. Po remoncie ruiny w Smoleniu prezentują się całkiem udatnie i warto zapłacić kilka złotych za ich zwiedzenie. Szczególnie w pogodne dni polecamy wejście na wieżę, widok jest imponujący.

K. Baran