Wiosną tego roku tj 2016 postanowiliśmy wyprawić się na Sardynię w poszukiwaniu łatwego wspinu i atrakcji krajobrazowych. Rok temu o tej porze naszym celem była Katalonia, a szczególnie tereny prowincji Lleida czyli z grubsza obszar na północ od Barcelony. Z łatwymi drogami było tam dosyć krucho, o czym zresztą jednoznacznie przestrzegał niewątpliwy spec od tej okolicy czyli Mateusz Haładaj. Przewodnik, przekazany nam przez Mateusza, też nie pozostawiał złudzeń – dróg do łatwych szóstek można było w katalońskim morzu skał znaleźć tyle co kot napłakał. Ale w zanadrzu był aspekt towarzyski wyjazdu, no i spodziewane krajobrazy.
Wspinanie w Lleidzie było zgodne z oczekiwaniami czyli skromne, ale przy naszej aktywności skalnej tj. co drugi dzień, zupełnie satysfakcjonujące. Towarzystwo Darka Pawlaka i jego partnerki Basi znakomite, a krajobrazy olśniewające! Ilość skalnych ścian, masywów i fantastycznych wąwozów przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania. Myślę, że mało który rejon w Europie może konkurować na tym polu z katalońskimi Pre-Pirenejami.
W tym roku też liczyliśmy na dobrą kompanię naszego kolegi z Wiednia Jacka, znacznie lepsze wspinanie, ale nie tak wspaniałe jak w Katalonii widoki. Aspekt towarzyski znów wypadł znakomicie, a wspinanie super. Największym zaskoczeniem były jednak krajobrazy i w ogóle przyroda, którą wszyscy byliśmy bardzo zainteresowani, ale najbardziej Basia z racji botanicznej profesji. Nie było może tak monstrualnych przełomów rzek i jezior z wysokimi na setki metrów ścianami wpadającymi wprost do wody, ale i tak wróciliśmy tą wyspą oczarowani.
Mam nadzieję, że znajdę na tyle czasu i chęci, aby w najbliższym czasie skrobnąć kilka tekścików o naszej podróży i wraz ze zdjęciami zawiesić je na taterniczkowej stronie.
K. Baran