Taterniczek 23
Sensacja na Wroniej Baszcie
1a
Stanowisko na drodze – asekuruje A. Marcisz, wspina się W. Szymendera

W roku ubiegłym, tradycyjne międzynarodowe zawody we wspinaniu skałkowym już drugi raz z rzędu rozegrane zostały w Skałkach Podkrakowskich, 27 i 28 października. Jak poprzednio organizatorem ich był KW Kraków. Nie wynikało to bynajmniej z nad¬miernej miłości krakowskiego klubu do urządzania tego rodzaju imprez. Po prostu nikomu nie chciało się tego robić i w końcu na zasadzie „zasiedzenia” organizacja zawodów pozostała w naszym klubie. Z zagranicy zjawiły się tylko dwie ekipy: jugosłowiańska i radziecka. Natomiast ze strony polskiej na starcie stanęła cała skałkowa czołówka z wyjątkiem Stanisława Handla i Jana Fiałkowskiego, no i oczywiście Wojciecha Kurtyki, który w tym czasie szturmował wschodnią ścianę Dhaulagiri.

3a
Widok z Wroniej Baszty na dno doliny – łza się w oku kręci..

W pierwszym dniu na Wroniej Baszcie w Dolinie Kobylańskiej odbyły się zawody zespołowe. Startowało 14 dwójek, z których je¬dna została zdyskwalifikowana już po zakończeniu wspinaczki. Droga długości 28 metrów została wytyczona na zachodniej ścianie Wielkiej Wroniej Baszty. Dół ściany, a zarazem i drogi „powstał” dopiero w przededniu zawodów, a to dzięki zaciekłości i samozaparciu Funia Bocheńskiego i Pawła Mularza, którzy przez wiele godzin czyścili skałę z traw, krzaków i kamieni. Górny odcinek stanowiły Ryski Marynarza. Znane są one już od lat. niemniej jednak przejście ich nie wymaga znajomości specjalnych patentów, a więc chyba nie można było mówić o uprzywilejowaniu krakowskich zawodników. Nawiasem mówiąc, przez odsłonięcie dolnej części ściany i połączenie jej z Ryskami Marynarza powstała jedna z dłuższych i ciekawszych dróg średniej trudności w całej Dolinie Kobylańskiej.

4a
Andrzej i Szymon na szczycie Wroniej Baszty, już wiedzą, że wygrali

Wynik zawodów okazał się dla wszystkich wielkim zaskoczeniem, jeżeli nawet nie sensacją. Powszechnie sądzono, że walka o zwycięstwo rozegra się pomiędzy Rosjanami, a Krzysztofem Pankiewiczem i Zbigniewem Czyżewskim, znanym szerzej jako Małolat. I przez dłuższy czas wszystko szło zgodnie z planem i oczekiwaniami. Po przejściu Wiktora Markiełowa i Anatola Romanowskiego, którzy z trudem zdołali wyprzedzić Małolata i Pankiewicza, sprawa trzech pierwszych miejsc zdawała się być przesądzona. Jednakże gdy sędziowie ogłosili czas przejścia przedostatniej dwójki, wśród kibiców i zawodników zapanowała konsternacja – był on bowiem lepszy aż o 17 sekund od czasu osiągniętego przez powszechnie faworyzowany zespół radziecki.

Tego się nikt nie spodziewał! Mało znani młodzi wspinacze krakowscy Andrzej Marcisz i Wojciech Szymendera stali się autorami jednej z największych sensacji sportu skałkowego w ogóle. Jeszcze nie zdarzyło się bowiem, by zawodnicy radzieccy musieli uznać wyższość wspinaczy z innych krajów. Pierwszy raz dopiero na Wroniej Baszcie. Piękny to – i dodajmy od razu – w pełni zasłużony sukces naszych skałołazów. Bowiem nie tylko znakomicie wspinali się, ale także doskonale radzili sobie przy sprzętowych manipulacjach, co było chyba kluczem do ich niespodziewanego zwycięstwa.

5a
Wielcy przegrani czyli Wiktor Markiełow i Anatol Romanowski

Gdy po zakończeniu zawodów, wraz z Krzysztofem Pankiewiczem rozmawiałem z Rosjanami, zapytaliśmy ich w czym widzą przyczyny swojej porażki. Odpowiadali jednoznacznie – dla nich taka droga jak Ryski Marynarza byłą za łatwa i za krótka. I chyba mieli rację jako, że w Związku Radzieckim, gdzie zawody rozgrywa się na drogach wysokich na 100 i więcej metrów, nasi wspinacze byliby bez szans w konfrontacji z prowadzącymi intensywny i bardzo specjalistyczny trening skałołazami radzieckimi.

8a
A. Marcisz biegnie w górę Fiali, ale tym razem nie po zwycięstwo

Bez sensacji natomiast zakończyły się zawody indywidualne, które odbyły się dzień później na Fiali koło Jerzmanowic. Faworyt – Wiktor Markiełow nie dał wydrzeć sobie zwycięstwa. Był praktycznie poza konkurencją, jedynie Krzysztof Pankiewicz nawiązał z nim równorzędną walkę. Na jednej drodze uzyskał on nawet czas lepszy od Markiełowa, co jednak nie wystarczyło do wyrównania strat, jakie łodzianin poniósł na drugiej drodze. Na trzecim miejscu zameldował się niespodziewanie Marek Kowalczyk, który od paru lat nie brał udziału w zawodach i w skałkach nie wspinał się zbyt często, a mimo to potrafił jakże skutecznie walczyć z najlepszymi skałołazami.
Drogi na których rozegrano konkurencję indywidualną liczyły 28 i 30 m długości, a ich trudności oceniono na V+ i VI. Zawodników wystartowało 32, ale na skutek dużej liczby odpadnięć drogi ukończyło tylko 12. Nie świadczy to najlepiej o poziomie naszych championów skałek, z których większość nie miała chyba żadnego przygotowania do wspinaczki na czas.

Krzysztof Baran